Translate

środa, 26 sierpnia 2015

Jestem Gladys #6 - Balalajka

*********************************************
Gdybym powiedziała, że poranki do tej pory były przerażająco nudne, była by to najszczersza prawda. Już dawno o 6 rano nie biegłam jak szalona, ta tylko czemu ja biegam? Już tłumaczę. Jak tylko ruszyliśmy się z łóżka i ruszyliśmy w stronę najbliższego portu jakieś debile, wiem brzydkie określenie, ale uwierzcie inaczej nie można, zaczęli zajeżdżać nam drogę. Ta niby takie wygłupy. Wszystko fajnie tylko, szkoda, że w świecie gdzie nie koniecznie powinno się używać magii oni ją aż nadużywają. Tak i teraz wasze mądre umysły wiedzą co chcę powiedzieć. Rada W. No jakże by inaczej. Mogłabym się śmiać z własnej bezmyślności w końcu za łatwo by to wszystko było, gdyby szło jak po maśle. Tak czy siak. Zik i moi bodygardzi odgonili połowę a mnie została połowa. Zastanawiam się jak długo jeszcze będę uciekać, bo to się robi nudne. Nie chce działać zbyt pochopnie, ale chyba nie będzie wyjścia.

W skoczyłam na najbliższy murek i nie nie myślałam że wbiją się w niego, ale widać za bardzo nie mieli jak zahamować. Czy ja tak szybko biegam? Jestem szalona hehehe. Z czarnego porsche wyszło aż 5 chłystków w gajerkach i czarnych okularach. Szał. Więcej ich mama nie miała. Ale mniejsza. Przyglądali się mi dość długo, ale prawie bez ruchu, dopiero po chwili załapałam, że rzucają zaklęcie wiążące. Pomyślałabym szlak gdyby nie to, że już dawno ugrzęźli w bagnie. Tłumaczę, cierpliwości. Murek to fajna sprawa zwłaszcza, że można wykorzystać cegiełki jako amunicję. To na raz. A na dwa, murek to tak naprawdę tylko kawałeczek podziemnego przejścia, a że z deczka się zachwiała wystarczy mały wstrząs i runą do kanałów. Nie czekałam też długo. Rączka w dół i małe pioruny wchodzące w mury i bum, zanim zaklęcie nabrało mocy oni leżeli pod gruzami. Ciekawe jak radzą się inni, no mniejsza, poradzą sobie.

Zarzuciłam włosami i ruszyłam przed siebie. Tak wcześnie rano a ja już mam pierwsze kilometry za sobą. Uśmiechnęłam się. Nie jest jeszcze tak źle. No prawie, gdyby nie telefon.
- Halo?
- Żyjesz? - wszędzie rozpoznałabym ten głos.
- Jakbym nie żyła to z kim byś rozmawiał, Yuki? Widzę, że mój numer to teraz jakaś błaha sprawa do zdobycia.
- Śmiej się trochę to trwało aż go wydobyłem, muszę przyznać, że całkiem nieźle idzie Tobie ukrywanie się.
- Doprawdy? Lepiej by było gdybyś nie przysyłał mi takich niespodzianek.
- Niespodzianek? - zaśmiał się . - Jak ty ładnie ujmujesz takie rzeczy w słowa. Ale do sedna. Nie podoba mi się to co robisz. Mogłabyś robić to o co prosiłem?
- Ooo, nie podobają się moje metody. Robię dokładnie to o co chciałeś, ale po swojemu. Może nawet lepiej na tym wyjdziemy, oboje.
- Nie graj głupa, wiem co knujesz, ale dobrze wiesz że nie wygrasz. Grey już jest zniszczony, a potem padnie na Ciebie. Nie miej mi tego za złe. Mam po prostu za duże ambicje.
- Albo za zrytą psychikę, kto by tam widział różnicę. W każdym razie, dzięki za info, ale jakoś mnie nie przekonuje, a po za tym tak to jest że się traci reputacje jak szlaja się z kim popadnie. A tak z ciekawości długo zajęło Ci znalezienie odpowiednich kandydatek? -rzuciłam sarkastycznie.
- Śmiej się, ale ja będę tym kto ...
- Ta, ta, ta, gdyby mi płacili za wysłuchanie tych samych słów tyle razy już dawno siedziałabym na miliardach. Jeśli nie masz nic innego do powiedzenia żegnam - rozłączyłam się nie czekając na ciąg dalszy. A szkoda słów. I tak za wiele bym się nie dowiedziała, a po za tym nie mam ochoty słuchać po raz wtóry jakiś głupot na temat władzy. Serio? Nie zrobiło się to już dla nich nudne? Mnie się przejadło. Mają coś z głową Ci co dążą do władzy absolutnej. A z resztą i tak na końcu pewnie mnie znienawidzą. Śmiechu warte.

No nic. Udałam się w stronę portu. Słonko słodko dogrzewało, o jak ja nie tęsknię za tymi spokojnymi dniami. Jakoś bardziej ruch do mnie przemawia, a nie spokój, ma go na razie przynajmniej dość. Ale kiedyś pewnie za nim zatęsknię. Powoli zaczynałam czuć świeżą bryzę. Już niebawem znów się spotkam z tą kobietą. Ile to już czasu minęło? Któż to zliczy.

Port wyglądał dość okazale, dużo jachtów. No tak bogacze się bawią, ale nigdzie nie było widać tej jednej łódki, heh. W  dodatku Zika ani bodygardów również. Gdzież się podziewają? Nie mam czasu na czekanie. A zresztą. Usiadłam na murku i zaczęłam wpatrywać się w morze. Piękne. Tak się wydaje, ale takie proste rzeczy są najpiękniejsze. Szkoda, że teraz mało kto to docenia. Niedaleko mnie stał chłopiec przyglądał mi się badawczo zza ściany budynku. Najwyraźniej nie chciał żebym go widziała, no cóż to nie możliwe. Jednak nie reagowałam, nadal patrzyłam przed siebie czekając. Chłopak stał prawie bez ruchu i przypatrywał mi się tym wzrokiem, nie znam go, ani nie przypominam sobie bym go gdziekolwiek widziała, a mimo to on nie miał zamiaru odwrócić swoich oczu. Westchnęłam. Nadal nie było widać znajomych mi twarzy, tylko ten chłopiec. Czego chciał? Czemu patrzył tak przenikliwie? Nie wiem, nie chce czytać w myślach jeśli to nie jest konieczne.

Słońce wschodziło coraz wyżej. O dziwo, nie było widać na horyzoncie żadnego rybaka. Czyżby wszyscy już wyruszyli w morze? Trochę to dziwne. W końcu dziś jest normalny pracowity dzień, to powinno się coś dziać, a dookoła póki co była tylko cisza, szum morza i wiatr.

Tak mnie nagle olśniło, czyżby to była pułapka? Choć to dość mało prawdopodobne. Jeśli chcieliby atakować już dawno mieli ku temu okazję, na co by czekali? A zresztą kogo to obchodzi, nie będę się bawić z pieskami Yukiego. Jeśli zaś o niego chodzi zastanawia mnie co go tak zmieniło? Nie wydawał mi się być złym typkiem, ale jak widać nawet zaufani ludzie mogą cię zdradzić. No i ta Rada W. coś będę musiała znów wykombinować. Jak ja nie lubię sprzątać takiego bałaganu, bo na końcu i tak obrywam. Okey, powtarzam się. A taka prawda kogo to obchodzi? I tak jeśli trzeba będzie muszę działać. heh....

Kiedy tak myślałam chłopiec zbliżył się. Jednak dalej się ukrywał. Miałam już dość, więc wstałam i podeszłam do niego, chciał uciec, ale jak można się domyślić nie udało mu się.
- Coś ode mnie chcesz? -spytałam grzecznie i z uśmiechem. Biedak wystraszył się i upadł. Miał może z 10 lat, nie więcej, białe jak śnieg włosy i jasne błękitne oczy, a na twarzy słodkie piegi, ciekawe połączenia. Na jego dłoniach dostrzegłam zadrapania i sińce, widać, że ciężko pracuje, albo ktoś się nad nim znęca. Miał podartą koszulkę i spodnie w dodatku obie te rzeczy były zabrudzone a prania to już dawno nie było. Aż mi się żal go zrobiło.
- Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię - powiedziałam i znów się uśmiechnęłam ku niemu, podał mu dłoń, on jednak długo się zastanawiał, aż wreszcie ją chwycił. - Jak Ci na imię?
- Kain - odparł z niepewnością w głosie.
- A więc Kainie dlaczego tak się we mnie wpatrywałeś? - zapytałam a on odwrócił wzrok i zarumienił się. A ja się uśmiechnęłam. Słodki. - Powiedź mi zatem, co się stało? Jesteś strasznie poobijany.- Znów milczenie. Drażliwy temat, co? - Jeśli nie chcesz mówić to nie mów, jednak może chciałbyś się umyć i trochę przebrać? - spojrzał na mnie wielkimi oczyma a ja nie potrafiłam odmówić sobie uśmiechu. - Widzisz czekam teraz na moją starą znajomą ma przyjechać do tego portu za niedługo, muszę z nią pogadać, ale potem obiecuję zabiorę cię i zrobimy Ci małą odnowę, co? Zjemy coś dobrego. - Kiwnął głową z radością.
- Gladys!!! - usłyszałam krzyk Zika.
- Już idę! - odkrzyknęłam i chwyciłam małego Kaina za rękę i wyszłam z nim ku Zikowi. Popatrzył na nas trochę zaniepokojony, ale nie powiedział nic.
- To jest Kain, zaopiekujemy się nim.
- Gladys... - zaczął, ale zgasiłam go wzrokiem, dobrze wiedział, że tej bitwy nie wygra, więc odpuścił.  Wiem dobrze, że teraz nie pora na czułostki jednak nie zostawię dziecka w takim stanie.
- Jest już Balalajka?
- Nie, jeszcze nie dopłynęli. W każdym razie, pewnie jeszcze trochę im to zejdzie - powiedział Zik i westchnął.
- Mnie szukacie - odparł głos za nami. Odwróciliśmy się wszyscy jak na zawołanie. Ta... to ona w całej swej okazałości. Prawie białe długie włosy związane w kucyk, zimne przenikliwe niebieskie oczy, znamię na twarzy i cygaro w ustach, cała ona - Balalajka.
- Długo kazałaś na siebie czekać - rzuciłam z uśmiechem.
- No wiesz, ja tam nie mam czary mary na zawołanie, stara krowo - odparła również z uśmiechem. Ta, cała ona, niepodrabialna.
- Jak możesz mnie tak dalej nazywać, nie znudziło Cię to jeszcze?
- Dopóki ciebie denerwuje, będę tego używać z premedytacją.
- Wybaczcie drogie panie, ale... - odezwał się Dach. Ciemnoskóry Afroamerykanin, łysy i w ciemnych okularach Oziego.
- A no tak, wybacz Dach. Już już. - Zaraz wyczarowałam jego zapłatę i wręczyłam walizkę wypełnioną gotówką. - Nie bój żaby nie fałszywki - dodałam z uśmiechem. - Ale wracając do tematu. Słodka ty moja gadaj o co tu się rozchodzi.

Balalajka zamyśliła się i westchnęła głęboko, zanim cokolwiek powiedziała dobrze się zaciągnęła cygarem.
- Wiesz pewne tematy należy poruszyć w spokoju - rzuciła w końcu. Wiedziałam o co chodzi. Zaraz nie patrząc na nic, zmieniłam nasze lokum. Spokojny pokój w jednej z luksusowych łodzi, bez świadków i bez kłopotów.
- A więc... - pociągnęłam temat.
- Nie będziesz zadowolona.
- To akurat się domyśliłam, ale dzięki za ostrzeżenie - Atmosfera stała się napięta, ja patrzyłam na nią, ona we mnie i już wiedziałam, że o szczęśliwym zakończeniu chwilowo muszę pomarzyć.
***************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz