****************************************************
Siedziałam przy oknie bardzo długo, zupełnie jakby dla mnie czas właśnie się zatrzymał, a jedynie to stare, okno mówiło mi, iż czas biegnie dalej. Moje myśli były puste, jak ja teraz sama.
Czy ja nadal jestem, Gladys? - mogłam siebie pytać w myślach, a odpowiedz zawsze brzmiała tak samo. Nie wiem.
- Czemu ciągle tak siedzisz? - spytał Xerxes przynosząc mi jedzenie.
- Nie wiem...
- Gladys, co się z tobą dzieje?
- Może ty mi powiesz? Gdy tylko pojawiłeś się moje życie się skomplikowało. Czy ja nigdy nie mogę żyć w spokoju?
- Hej, hej, spokojnie - powiedział przytrzymując moje zwariowane dłonie, którymi nieświadomie zaczęłam wymachiwać. Łzy płynęły mimowolnie. - Co Ci jest? Jesteś cała roztrzęsiona. O co chodzi? Gladys! - mówił do mnie, a ja odpływałam, nie wiem gdzie, ani jak. Znikałam...
*********************************************************
Xerxes nie wiedział co się dzieje. Wziął Gladys na ręce i wykopał drzwi od pokoju. Nie mając żadnego pomysłu w głowie udał się do jedynego miejsca, w którym wiedział, że uzyska pomoc. Otworzył portal i przeszedł przez niego. Pod drugiej stronie było Królestwo Zerricha.
- Xerxes, co...? - zaczął Zerrich, jednak zaraz zrozumiał sytuację. - Chodź za mną - rzucił. Prowadził go korytarzem, aż w końcu otworzył drzwi. W środku był Blate i Angelika robili jakąś miksturę.
- Zerrih, o co tu chodzi? - zaczął zdezorientowany Xerxes.
- Spokojnie - rzucił Blate - W końcu jesteśmy braćmi.
****************************************************
Zik pił ile tylko w niego wchodziło, nie miał opamiętania.
- Hej, może wystarczy - powiedział zmartwiony Szef Błękitnej Laguny.
- Daj mi spokój - burknął.
- Jak chcesz, ale nie będę cię zbierał z podłogi - tyle powiedziawszy, odszedł na bok. Po chwili drzwi baru się otworzyły i wszedł przez nie William. Szef tylko pokręcił głową. Rozumieli się bez słów. Wiadomym było co może to znaczyć.
Will mimo wszystko przysiadł się do Zika.
- I co będziesz tak pił?
- Tak.
- Znów chcesz ją stracić?
- Zamknij się.
- Zik...
- Co?
- Jesteś do dupy - powiedział to i wyszedł. Zik był zły, ale nie miał ochoty się nawet siły wściekać.
- Odpuścisz? - spytał po kilku chwilach Szef.
- Miała być tylko moja, a teraz już nie jest.
- Nie znam się na miłości, zwłaszcza na takiej jak wasza, ale...
- Nie. Nie. Nie chcę cudownych rad - rzucił z sarkazmem. - Zmywam się - dodał wstając i chwiejąc się jednocześnie.
- Na pewno?
- Bardziej niż na pewno - odparł i zniknął w toni nocy.
*************************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz