***********************************************
Sala była pusta. Byliśmy tylko my i Xerxes, nawet jego pomocnik, czy kim on tam był zniknął. Stół był zastawiony po brzegi. Sługa odsunął mi krzesło po prawej stronie Wielkiego przewodniczącego Rady W., a Loxisowi obok mnie.
- Czy jeszcze ktoś będzie? - spytałam.
- Nie, reszta już jadła - odparł grzecznie. Był znów w swoim kostiumie staruszka. - Po za tym chciałem z wami porozmawiać na osobności. Widzicie Królestwo Rookos jest mi bardzo bliskie, tam się wychowałem, więc chciałbym mieć z nim jak najlepsze stosunki. Bardzo żałuję, że poprzednia delegacja musiała wracać, ale równie cieszę się z tego, że mogę poznać was. Poznać tak ciekawą osobowość jak Panienka Dafne to zaszczyt.
- Oczywiście. Miał Pan co do tego jakiekolwiek zastrzeżenia?
- Nie śmiałbym. Jest panienka nadzwyczaj ciekawa. Ale to nie temat na teraz.Chciałbym aby Państwo zostali tu na dłużej i pomogli mi w pewnym przedsięwzięciu.
- O co chodzi, Panie Xerxes? - zapytał Loxis.
- To mogę wyjawić tylko jeśli przysięgniecie mi, iż nie opuścicie tego pałacu dopóki mój plan się powiedzie, oraz oczywiście, że mi w nim pomożecie.
Wiedziałam co chce zrobić zmusić także Loxisa, aby został ze mną. Aby był więźniem.
- Panie Xerxesie, myślę, że ja wystarczę do przysięgi. Mój przyjaciel jest za stary na takie rzeczy.
- Doprawdy panienko? - zapytał ze swoim uśmieszkiem. - Może powinna ....
- Moritani wyjdź! - krzyknęła w ataku desperacji.
- Dafne, co to ma znaczyć?! - zaczął Loxis wstając i patrząc wyczekująco na mnie. Odwróciłam się do niego.
- Wyjdź! - krzyknęłam drugi raz, a Loxis dostrzegł powagę w moich oczach. Mój rozkaz był dla niego jak pięść w policzek. Przepraszam, ale nie mogę inaczej, chciałam powiedzieć, jednak nie mam pojęcia czy zrozumiał. Patrzył na mnie chwilę, ale udał się do wyjścia.
Xerxes wyszeptał coś służącemu, który wyszedł za Loxisem.
- Aż tak boisz się o swojego aniołka? - zapytał Przewodniczący Rady W. będąc już młodym mężczyzną, który całował mnie w łazience.
- Po co to robisz? Co chcesz tym zyskać? Ja ci nie wystarczę?
- Ależ oczywiście, że mi wystarczysz. Po to cały ten cyrk - powiedział wstając i podchodząc do mnie. - A teraz zmień się. Chcę ujrzeć prawdziwą Kryształową Damę - niechętnie spełniłam tę prośbę. Dotknął mnie za rękę i przyciągnął do siebie. - Nareszcie mogę poczuć ciepło twojego ciała w całej okazałości, Słodka Damo. - Zakręcił mną tak, że znów usiadłam.
- Muszę jednak wrócić do teraźniejszości. Przysięga. Złóż ją mnie.
- Jeśli przysięgniesz, że nie skrzywdzisz nikogo mi bliskiego, nigdy - mój głos był ciężki i poważny.
- Dobrze. Zatem zacznijmy. - Służący przyniósł sztylet. Xerxes zabrał go i pokazał mi. - Piękny, prawda? Daj mi dłoń. - Bez ufności podałam prawą rękę. Dotknął ją, bardzo delikatnie.
- Dobrze. Przysięgnij mi. Powtórz za mną. Będę posłuszna w każdym względzie...
- Będę posłuszna w każdym względzie - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Podobało mu się to.
- Będę na każde skinienie.
- Będę na każde skinienie - ten radosny blask w jego oczach denerwował mnie. On doskonale się bawił, robiąc ze mnie zabawkę.
- Będę okazywać szacunek.
- Będę okazywać szacunek.
- Przysięgam na moją duszę, być oddaną tylko Xerxesowi - dodał z tryumfem.
- Przysięgam na moją duszę, być oddaną tylko Xerxeswoi - powtórzyłam z gniewem.
- Za to ja przysięgam zostawić twoich najbliższych w spokoju i nikogo z nich nie skrzywdzę. Przysięgam na własną duszę - powiedział i w jednej chwili przeciął moją i swoją dłoń sztyletem, by nasza krew się zmieszała na znak przysięgi krwi. Poczułam wielką moc, nie wiem czy nie większą niż moja, obydwie łączyły się przez te krótkie minuty, gdy nasze dłonie były splecione. Poczułam niesamowite pragnienie, żeby go pocałować. Zmagałam się z tym uczuciem, jednak jego niebiesko-zielone oczy wpatrywały się we mnie znacząco.
- Przysięga złożona - oznajmił i ujął moją dłoń zlizując moją i swoją krew z mojej ręki, po czym ją ucałował. - To będzie ciekawa historia - dodał wstając i puszczając moją dłoń. - Zjedz. Zobaczymy się później - rzucił.
- Co zrobiłeś Loxisowi?
- Nic, przysiągłem, prawda? Służba wyrzuciła go z siedziby. Teraz już nikt nie będzie nam przeszkadzał - oznajmił z uśmiechem i wyszedł.
Zostałam sama bijąc się z myślami. Spojrzałam na ranę. Czy wiem na co się skazałam? Nie mam pojęcia. Mam tylko nadzieję, że nikt nie zrobi nic głupiego, aby mnie z tego wyciągnąć. Muszę wysłać wiadomość.
Wyszłam z jadalni, chciałam się się jakoś skontaktować z resztą, ale służba była na każdym kroku. Zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć zamknęli mnie w pokoju. Znów historia zatacza koło. Z moich oczu popłynęły łzy bezsilności.
- Przepraszam - mogłam tylko wyszeptać osuwając się na ziemię.
*************************************************************
Loxis zaraz po tym jak go wyrzucili, poleciał do Zika. Opowiedział mu całą sytuację.
- Cholera, cholera, cholera. Co Ona sobie wyobraża, cholera!!! - zaczął krzyczeć i wariować.
- Uspokój się. Specjalnie mnie wyrzuciła, żebym nie został w to wszystko wciągnięty. Musiała wiedzieć, co chciał zrobić Xerxes.
- Wiedziałem, że to zły pomysł puszczać was tam. Tu nie chodziło o wojnę, ani o zawładnięcie światem, tylko o nią! Znów się poświęca dla tego cholernego starca!
- I wszystko się układa w całość - powiedział z małym zastanowieniem Loxis.
- Idę tam - rzucił porywczo Zik. Loxis go złapał.
- Co sam zrobisz? Nawet się do niej nie dostaniesz. Musimy mieć plan. Musimy powiedzieć reszcie.
- Nie będę czekał! Kto wie co on każde jej robić?! Nie dam jej dotknąć!
- Zik! - krzyknęła nagle Angelika stojąc w drzwiach. - Mama się ze mną skontaktowała.
- CO?! Co powiedziała?! - zaczął Zik, szarpiąc ją za ręce.
- Mamy się nie martwić i nie iść jej na ratunek, bo sama się uwolni. Inaczej zginiemy. Mamy wracać do Pałacu i zająć się wojnami w innych światach. Dopóki tego nie zrobimy mamy nie wracać. Powiedziała, że to nie prośba a rozkaz Kryształowej Damy.
- Co ona sobie myśli?! Cholera jasna! - krzyczał Zik. Z pokoju dobiegł płacz małego Blate`a. Angelika poszła go uciszyć.
- Słyszałeś. Wracamy - powiedział Loxis.
- Nie mam zamiaru wracać, nie obchodzi mnie czy to groźba czy rozkaz. Ona jest moja!
Loxis odetchnął głęboko i wymierzył swoją pięść wprost na policzek Zika powalając go tym na ziemię.
- Słuchaj, gdyby nie było niczego ważniejszego do roboty już bym dawno planował jak ją z tego uwolnić. Ona wie co robi. Musimy zająć się resztą. A potem ją odbijemy. Musimy mieć poparcie i siłę. Xerxes jest potężniejszy od nas wszystkich. Zrozum to w końcu, dała nam czas, żebyśmy mogli pokonać tego gościa. Idziemy do Pałacu. Czy tego chcesz czy nie - powiedział prosto z mostu i otworzył portal. - Angeliko ruszamy. - Wziął Zika za ubranie i wciągnął do portalu.
******************************************************
- Udało Ci się wysłać wiadomość córce. Nie ładnie - rzucił Xerxes, podchodząc coraz bliżej. Nie mogłam się już nigdzie cofnąć, była ściana, której nie mogłam rozbić. - Nie pozwoliłem, prawda? - zapytał ze swoim uśmieszkiem. - Wiesz, że za nieposłuszeństwo grozi kara, czyż nie?
- Rób ze mną co chcesz. Nie chciałam żeby się w to mieszali, to wszystko.
- Dobra do samego końca - znów ten uśmiech. Czułam jego oddech na mojej szyi. - Aż chciałoby się skonsumować naszą małą przysięgę. Ale skoro mówisz "rób co chcesz", to tak zrobię.
Nagle podniósł mnie na ręce i przeniósł na łóżko. Przysiadł na mnie i położył dłoń na moim dekoldzie, czuj jak mocno bije mi serce. Zaczął ściągać ze mnie sukienkę, a raczej rozerwał ją zostawiając mnie w samej bieliźnie.
Czułam się zawstydzona i naga. Patrzył na każdy skrawek mojego ciała. Nie mogłam się niczym zasłonić. Unieruchomił mi ręce nad głową i pocałował mnie. Żarliwy pocałunek przeistoczył się w coś bardzo intensywnego i porywającego. Pochłaniał mnie. Spojrzał w moje oczy.
- Podoba Ci się to. Cała drżysz czekając na więcej. Jesteś zachłanna - powiedział zadowolony z siebie. Wszystko idzie po jego myśli. Szlak by to. Nie mogę się opanować, moje ciało go pragnie.
Zrzucił z siebie koszulę i spodnie, zostając jak ja w bieliźnie.
- Nie tak szybko - rzucił mi, jakby wiedział o czym myślę. - Byłaś niegrzeczna należy ci się kara.
Nie wiem skąd wziął sznur i związał moje ręce o poręcz łóżka, a sam zaczął dotykać mojego ciała jak chciał. Wąchał je, całował, dotykał.
- Nie rób tego - wyrwało mi się, gdy chciał rozpiąć biustonosz. Wtedy spojrzał na mnie.
- Twoje oczy płoną od pożądania. Twoje ciało chce mnie przyjąć, ale umysł wciąż się broni. Jesteś ciekawą osóbką, Słodka Damo. Ale możesz się opierać ile chcesz na końcu i tak będziesz moja.
Po tych słowach nic więcej nie zrobił tylko przytulił się do mnie i przykrył nas kołdrą.
- Czy możesz mnie rozwiązać? Nie ucieknę - poprosiłam.
- Nie. To twoja kara - powiedział, ziewnął i zasnął. To będzie długa noc.
Może jednak jest coś więcej w tej sobie niż myślałam na początku. Wyczuwam w nim samotność. Sama nie wiem. Jednak początkowy strach, gdzieś się ulotnił.
************************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz