Translate

sobota, 25 lipca 2015

Jestem Gladys #3 - pojednanie

******************************************
Nie sądziłam, że po raz kolejny będę z Zikiem na jednym łóżku. Spałam bardzo dobrze, chyba najlepiej od kilku tygodni. Trochę brakowało mi tego poczucia bezpieczeństwa. Niby jestem silną kobietą, ale nawet silne kobiety potrzebują czasem się na kimś wspomóc. Powinnam czuć się źle po tym co robię dzieciom i Greyowi. Tak moja wina dałam się ponieść chwili i serio powinnam żałować, ale nie czuję nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie czuje się szczęśliwa. To głupota, w końcu to z Najwyższym jestem zaręczona, ale to z innym mężczyzną jest mi dobrze. W dodatku z facetem, który jest mnie wart, bo w końcu choć zdradzaliśmy się na lewo i prawo to ta chemia dalej była taka sama. Już nie wiem czy zwariowałam czy jestem na tego dobrym początku. Po za tym nie wiem co z Greyem, nie wiem co z Gange a co planuje Rada W. tym bardziej. Hyh. . . 

Chciałabym by ten moment był wieczny, ale jestem głupia by w to uwierzyć. Było miło, może jeszcze kiedyś będzie, ale na razie mam zadanie, serce musi odpuścić przynajmniej na razie.
Wstałam cicho, tym razem Zik spał. Widać, że jednak ta rana dała mu w kość. A po za tym to co robił w nocy wystarczy by zbić człowieka na parę godzin kamiennego snu. Ubrałam się dość szybko, zaraz i tak wskoczę pod prysznic. 

Tak, gorąca woda to to co kocham, kiedy spływa wzdłuż ciała aż chce się żyć. Pomyśleć, że jeszcze wczoraj myślam, że wszystko będzie dobrze. Aż śmiać mi się chce ze swojej głupoty. Ze mną w sumie zawsze tak jest. A na końcu rozczarowanie. Słyszę, że za oknem pada deszcz. Nawet pogoda widzi moje serce. Tak prawdą jest, że nadal cierpię, ale z drugiej strony czuję szczęście. Nawet sama siebie nie rozumiem. Norma.  Wystarczy tego dobrego, trzeba działać. Tylko w sumie nie mam za wiele do roboty oprócz zadzwonienia do Balalajki. Szału nie ma. 

Wyszłam z pod prysznica i ubrałam się. Dziwne uczucie wkładać na siebie coś innego niż biel. Brakowało mi tego nie wiem czy zwariowałam czy jestem na tego dobrym początku. Po za tym nie wiem co z Gange ani co z Greyem. Powinnam czuć się źle, ale nie czuję nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie czuje się szczęśliwa. To głupota, w końcu dla mnie nic nie trwa wiecznie, a szkoda. 

Zawinęłam włosy w turban i wyszłam z łazienki. Akurat dobiegło mnie pukanie do drzwi.
- Pani Seneko to my - odezwał się głos Siergieja. Otworzyłam im a oni weszli do środka, trochę jakby nie wiedzieli co ze sobą zrobić usiedli na sofie. 
- Ma Pani dla nas jakieś zadanie? - spytał Andrew patrząc na mój turban z lekkim zdziwieniem. 
- Hymm, nie wiem. Najpierw muszę zadzwonić do waszej prawdziwej właścicielki czy wypożyczy mi was na jeszcze trochę, a potem będziemy się bawić. Mam nadzieję, że chcecie jeszcze trochę ze mną pobyć, co?
- Ależ oczywiście, praca dla Pani to przyjemność - powiedział Siergiej z uśmiechem. Uwierzyłam mu. Może to tylko powiedzieli z grzeczności, a kto ich tam wie. Zaczęłam robić kanapki.
- Chcecie trochę?
- Nie, nie my już po śniadaniu.
- Aha, to dobrze. Ja jestem głodna jak wilk, wczoraj zdążyłam wypić tylko dwie kawy. A zresztą... dzisiaj zrobię sobie ucztę. Co wy na to? Napisałabym wam  na kartce co macie kupić, ok? Chyba, że dacie mi wyjść...
- Nie nie, damy sobie radę z zakupami, cokolwiek Pani zechce - zaraz rzucił Siergiej i od razu z Andrewem wstali.
- Spokojnie, zaraz napiszę listę zakupów - wyciągnęłam z kieszeni kawałek kartki a na blacie znalazłam długopis i zaraz nabazgroliłam co mi trzeba. Wręczyłam kartkę Siergiejowi chciałam dać jeszcze pieniądze, ale obaj odmówili, za to mam im coś przyrządzić. No cóż, taki miałam plan od początku. Oni poszli, ja zjadłam kanapkę, umyłam ręce i stwierdziłam, że to czas podać lekarstwo. Zręcznie napełniłam strzykawkę i weszłam do pokoju. Wyciągnęłam jego rękę i powoli wbiłam igłę. Tylko lekko poruszył się, ale nie zbudził. Chciałam już odejść, ale jednak przytrzymał mnie. 
- Dokąd to? - zapytał. Odwróciłam się do niego, ale zanim cokolwiek innego chciałam zrobić on pociągnął mnie i wylądowałam na nim, a moje włosy uwolniły się z ręcznika i opadły na jego twarz i kawałek torsu.
- Pacjent nie powinien robić takich rzeczy - rzuciłam a on uśmiechnął się.
- Pacjent nie powinien też robić tego -  dodał i pocałował mnie w miedzy czasie rzucił mnie na łóżko, tak, że teraz on był na górze.
- Wpierw powinien Pan coś zjeść, a potem stroić sobie takie żarty.
- Czy Pani uważa, że to tylko żart? -zabrzmiał trochę jakbym uraziła jego dumę. Może, ale nie specjalnie, może przesadziłam. W końcu nie pomyślałam o nim, tylko o sobie. Nagle zrobiło mi się źle.
- Nie, nie uważam tego za żart - powiedziałam szczerze. Nagle spoważniał. Zszedł ze mnie i usiadł na łóżku. Atmosfera oziębiła się, a mnie nie chciało się nawet podnosić z łóżka. Najchętniej zakryłabym się kołdrą i nie pokazywała światu.
- Gladys... - zaczął, a ja już doskonale wiedziałam do czego dąży. Nie, nie mów tego ... proszę... Poczułam łzy na policzkach. Czemu się rozklejam? Kurna, czemu? Siedział i patrzył na moją słabość. Nie był zły, nie był też zadowolony z tego, nie litował się, po prostu patrzył, zupełnie jakby nie wiedział, czy ma prawo jeszcze mnie dotknąć. Pragnęłam tego dotyku. Ale on nadal siedział bez ruchu. I patrzył. Trwało by to pewnie jeszcze długo, gdyby nie telefon w mojej kieszeni. Wyciągnęłam i odebrałam.
- Tak? -rzuciła starając się brzmieć normalnie.
- To ja, Lola. Nie dołuj się tak skarbie, teraz mam pewność, że wszystko to prawda.
- O czym ty mówisz? - zaraz podniosłam się z łóżka i otarłam łzy.
- Grey ewidentnie zabawia się na całego. Według moich informacji w domu powinien być jakieś dwa tygodnie temu, jednak został dłużej. Zgadnij dlaczego? Wiem, o czym pomyślałaś i masz rację. Kobieta. Nie była tylko jedna, bo zaraz było z 10. Nasz Najwyższy zrobił sobie harem. A teraz najlepsze, wiesz skąd to wiem? Od jednej z jego dziwek, podobno nie szczędzi na niczym. Aż boję się co się stanie dalej. W dodatku jest pewien mały niuans, który mi się nie podoba. Co nie zmienia faktu, że jest debilem. Zanim spotkał się z tą kobietą miał zamiar wrócić do domu.
- Więc chcesz powiedzieć, że nie koniecznie to była jego wina?
- Nie, to ewidentnie jego wina, ale mógł zostać nieco podkuszony. Nie wiem za wiele o jego pierwszej nocy, ale od wtedy to się zaczęło. Ale pomijając jego temat. W Radzie coś się dzieje. Wiele osób straciło stanowiska, w dodatku nikt nie wie gdzie jest Gange. To nie wszystko pamiętasz Yukiego?
- No, był u mnie przedwczoraj odnośnie zadania.
- Zbiera popleczników. Coś czuję, że chce wywinąć jakiś numer. W dodatku David ma kłopot z duchami, bo szaleją, nie wiadomo co się z nimi dzieje. Ale tym nie co się przejmować, jest Królem Duchów, więc da sobie radę. Na wszelki wypadek wysłałam wiadomości do reszty by uważali. Tylko z Zikiem nie mogę się połączyć. Dziwne.
- On... jest ze mną - powiedziałam, a w słuchawce nagle zamilkło.
- Rozumiem. W każdym razie nie zróbcie czegoś głupiego, dopóki cała sprawa się nie wyjaśni. A co do Greya to nadal wielki pytajnik co mu odbiło. Jednak nie przejmuj się, coś czuję, że to sprawka Rady, ale i tak to nie dopuszczalne zostawić ciebie i dzieci na tyle czasu samych i wyczyniać takie rzeczy zwłaszcza, że takie plotki rozchodzą się jak burza. Będzie ciężko, ale postaram się jeszcze coś znaleźć. Co do kontaktów i nazwisk wszystko wysłałam na pocztę, a ciemne interesy jakby zupełnie się rozpłynęły. Sama musisz trochę powęszyć, bo mnie nie za wiele się udało.
- Dobra dzięki wielkie, Lola.
- Spoko, dam znać jeszcze jakby co. Do usłyszenia.
- Tak, pa - rozłączyłyśmy się. A Zik spojrzał na mnie, chyba trochę zawiedziony.
- Więc jednak Cię zdradził? - nie odpowiedziałam, to było przecież zbyt oczywiste. - Rozumiem, ciężko to przełknąć, ale nie powinnaś od razu szukać w taki sposób pocieszenia, w końcu go kochasz. Pewnie popełnił błąd, ale dobrze wiesz każdemu się to zdarza. Nie ma sensu... - zamknęłam mu usta dłonią. Znów z moich oczu pociekły łzy.
- Tak, masz racje nie powinnam była. W końcu mam z nim dzieci i jesteśmy zaręczeni. To w sumie nielogiczne, bo nie jest zaręczony ze mną, ale z Alexandrą Dale. A ja nią nie jestem. Jestem Gladys Asakura. Mogę udawać, że nic mi to nie zrobiło, bo w końcu nie doznałam fizycznego bólu. I udawać, że to wszystko było szopką. Może i było. W końcu ze mną można się pobawić i wyrzucić jak zabawkę, sama tak robię, co nie? Zrobiłam to tobie i nie wiem ilu jeszcze wcześniej.
- Gladys... nie chciałem żebyś... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć, pocałowałam go. Chciał mnie odsunąć, ale nie dałam się.
- Kochasz mnie? To mnie kochaj - rzuciłam i znów go pocałowałam. Moje łzy przestały już płynąć, scałował je ze mnie i szeptał do ucha ciągle "kocham cię, kocham cię, kocham cię Gladys". Może to tylko ulotny sen, ale niech trwa jeszcze przez chwilę. Kiedy upadłam w jego ramiona a on głaskał mnie po włosach tak delikatnie i czule, chciałabym by został ze mną na zawsze.
- Powiedz, dlaczego zawsze kończymy w łóżku? Od początku tak było - powiedział i spojrzał na mnie. Tak te oczy, doskonale je znam i uwielbiam.
- Nie umiemy po prostu trzymać od siebie rączek z daleka. Nie dziwię się w sumie.
- Czemu nie dziwisz się?
- Bo choć minęło tyle czasu, wciąż jest w nas ta chemia, która ciągle wrze, nie uważasz?
- Masz na myśli pożądanie? To chyba nie koniecznie mi się podoba. Wolałbym coś więcej. Ale chyba muszę się obejść smakiem - uśmiechnął się smutno i ja czułam ten smutek. Gdyby to było takie proste. Ale...
- Nie, może jestem szalona, albo po prostu jestem egoistką, jednak nie chcę by tak to się skończyło. Może nie powinnam tak szybko wszystko skreślać, ale nie chce żyć z tym, że jestem nieszczera sama ze sobą.
- Co ty chcesz powiedzieć? Nie rozumiem.
- To baranie, że gdybym nic do Ciebie nie czuła to nie przespałabym się z Tobą w dodatku tyle razy. Nie zauważyłeś? - krzyknęłam na niego, a on znów tylko patrzył i nie mógł uwierzyć, a ja siedziałam z burakiem na twarzy. - No co tak patrzysz, jakbym powiedziała coś głupiego? - dorzuciłam i zakryłam się poduszką tak by mnie nie widział, ale zaraz chciał zabrać mi ją, opierałam się, ale w końcu uległam i zabrał mi moją jedyną tarczę. Spojrzał w moje oczy. Podniósł moją dłoń i ucałował ją. Po czym znów spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się tym swoim olśniewającym uśmiechem, tym od którego serce zaczęło mi bić jak zwariowane. I położył się na mnie. Wtulił głowę w moją szyję i dekolt. Objął mnie, a ja jego.
- Jesteś tego pewna? Bo nie oddam cię mu znów, nawet jeśli miałabyś mnie znienawidzić do końca życia.
- Jestem, bo bądź co bądź zawsze do siebie wracamy. A tego ognia nikt nie potrafi powstrzymać.
- Kochasz mnie? - to pytanie było trudne, bo nie wiedziałam tego do końca. Na razie moje serce nie umiało się skupić, ale myślę, że tak...
- Chyba tak... - powiedziałam i się znów zarumieniłam, a on spojrzał na mnie i dał mi buziaka.
- Sprawię by znikło to "chyba" - obiecał i znów obdarował mnie pocałunkiem. Jednak tym razem przerwało nam pukanie do drzwi. O choroba, chyba wrócili bodygardzi.
- Szybko muszę iść. To pewnie Siergiej i Andrew z zakupami. Musisz coś zjeść. Chodź - rzuciłam i jak szybko leżał tak szybko wstałam i się ubierałam. On jednak znów tylko patrzył i uśmiechał się. - Nie ciesz się tak, tylko ubieraj się - krzyknęłam na niego i wyczarowałam mu strój Izayi.
- Tak jest, Pani doktor - powiedział z tym uśmiechem lovelasa, no jak tu się mu oprzeć. Niechętnie opuściłam pokój i poleciałam otworzyć drzwi. Nie myliłam się, obiad przybył.

Zapięłam szybko włosy i zabrałam się za gotowanie. Zik, a raczej Zik grający Izayę siedział z bodygardami i rozmawiał z nimi o czymś. Widać, że był zadowolony, tylko czy ja jestem tym razem szczera? Nie ma sensu teraz nad tym myśleć, potem będzie na to czas.

Kiedy skończyłam gotować, a na stole już moje dania zaczynały być pałaszowane. Zadzwonił telefon. Odebrałam.
- Tak słucham?
- Gladys, to ja Grey - zamurowało mnie. Tego nie powinno być w scenariuszu...

**************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz