Translate

wtorek, 28 lipca 2015

Jestem Gladys #4 - telefon

********************************************************
Gdybym miała wszystko rzucić na los, to to był najgorszy czas jaki mógł wybrać, żebym rozmawiała z tym mężczyzną. Moje serce stanęło, a Zik wpatrywał się we mnie niecierpliwie i wyczekująco.
- O co chodzi? - spytałam.
- Gdzie są dzieci? - rzucił ostro. Już dawno nie słyszałam gniewu w jego głosie.
- Bezpieczne. Nie powinno Cię to obchodzić. Z resztą nie ma zamiaru się kłócić. Idź zabawiaj się dalej a nie przypominaj sobie o rodzinie jak ci się zachce.
- Gadaj, gdzie są dzieci?!
- Nie wiem, po za tym niech cie to nie obchodzi, są bezpieczne bez ciebie.
- Gdzie one są!!!
- Zamknij się i słuchaj!!! Masz się odwalić od MOICH dzieci!!! - rozłączyłam się. Czułam się jakbym przebiegła maraton. Zik zaraz znalazł się obok mnie.
- W porządku?
- Tak, widać naprawdę mu odwaliło i to tak konkretnie. Chce dzieci, niech zapomni.
- A gdzie one są?
- Nie wiem, prosiłam Loxisa, żeby je ukrył.
-  Nie powie mu.
- On dotrzymuje obietnic, tego jestem pewna. Nawet Najwyższy nie będzie w stanie tego na nim wymusić. O to się nie martwię. Musimy szybko załatwić tu sprawę i wracać do siebie.
- Racja. - Dopiero wtedy zobaczyłam jak moi bodygardzi patrzą się na nas jak na UFO. Szlak nie tak to miało wyglądać.
- Ty nie jesteś Seneka, prawda? Ona umarła wtedy - stwierdził z całym przekonaniem Siergiej.
- Hyh, nie ma co wydało się - powiedziałam trochę z ulgą. Spojrzałam na Zika, który skinął głową i na 2 nasze czary odeszły i zaczęliśmy wyglądać tak jak to jest naprawdę.
- Wybaczcie chłopcy. Jestem Gladys Asakura.
- A ja Zik Asakura.
- Tak się składa, że waszą szefową zabiło to coś co chciało unieszkodliwić Izaye, ale on jest cały i zdrowy, jednak ona nie. Wybaczcie mi, że was oszukałam, ale to odgórne.
- To co teraz macie zamiar zrobić z nami?
- Nic, skoro się w to plątaliśmy to dobrniemy do końca. Tak się składa, że dobrze znam waszą Balalajkę. A ja dowiem się wszystkiego - uśmiechnęłam się. Jednak zaraz odwróciłam się do bodygardów, którzy byli trochę przerażeni.
- Czy Ty to TA Gladys? - spytał Siergiej.
- Tak, spokojnie, przecież nic wam nie zrobię. Nie jestem taka zła jak się wszystkim wydaje.
- To zaszczyt Panią poznać - powiedzieli na raz i rzucili się na kolana.
- Nigdy by się nie spodziewał spotkać prawdziwej legendy mafii. Nic dziwnego, że Pani Balalajka ma takie kontakty skoro jest Pani przyjaciółką - rzekł Andrew zachwycony.
- Ej, ej, ej, spokój panowie, ona jest zajęta - odpędził ich Zik zadowolony. - W każdym razie umówiłabyś się z Balalajką i niech nam wyjaśni co i jak.
- To nie głupi pomysł, dzwonię. Ale jeszcze zanim, muszę ogarnąć co się dzieje w Pałacu. - Zik niechętnie skinął głową, a ja zaraz wykręciłam numer. Loxis odebrał za 3 sygnałem.
- Gladys, to ty?
- Tak, co się dzieje? - słychać było uderzenia i tłuczenie szkła. Nie podoba mi się to.
- Szaleństwo, Grey jest .... nie wiem jak to nazwać...
- Inny? Nienormalny? Debilem?
- Zwariował. Rozwala się po pałacu i szuka dzieci. Wyzywa Cię od najgorszych, ja nic nie wiem, ale to nie jest ten Najwyższy, któremu przysięgałem wierność.
- Rozumiem, poradzisz sobie z nim?
- Nie wiem, nie mogę mu się przeciwstawić, ale nie martw się nie pisnę ani słowa. Załatw co masz załatwić i wracaj, bo jeśli nie ty, to nie wiem kto może przerwać jego gniew.
- Dobra, trzymaj się. - Rozłączył się. Sytuacja była gorzej niż nie ciekawa. Wybrałam kolejny numer. Jedyna osoba, która mogła jeszcze na niego wpłynąć była Alice, ale do niej nie mogłabym zadzwonić, dlatego wybrałam mojego ukochanego wnuka.
- Dark, jesteś zajęty?
- Gladys? Stało się coś?
- Tak, Najwyższy odwala. Możesz go przypilnować, nie chce żeby narozrabiał pod moją nieobecność. A mnie może trochę nie być, a szkoda mi Loxisa, bo sam z Shibą nie wiele mogą mu zrobić.
- Aż tak jest gorąco?
- Może nawet bardziej.
- Dobra, będę tam za chwilę, ale jak twój narzeczony będzie w łańcuchach, albo w próżni nie wiń mnie.
- Nie będę, należy mu się. A i to już przestał być mój narzeczony.
- Łołoło.. Hej, Gladys co ty do mnie? Jak to? Co się stało? - zaczął zaskoczony i ciekawy jednocześnie, jakby nie mógł uwierzyć.
- To na inny dzień. Jak wrócę to opowiem, a teraz proszę leć tam i zrób porządek.
- Dobra, ale trzymam cie za słowo. - Rozłączył się. Kocham mojego wnusia, zawsze mogę na niego liczyć. Dobra, teraz mogłam się zająć tą sprawą. Po raz kolejny wybrałam numer.
- Dzień dobry, poznaje mnie Pani? - w słuchawce słychać było ciszę, a potem westchnięcie, albo raczej wypuszczanie dymu.
- Kogo me uszy słyszą? Gladys to ty jeszcze żyjesz, stara krowo? - odezwał się z dozą radości kobiecy głos. Uśmiechnęłam się.
- A jak, moja ty słodka, nie myślałaś chyba, że tak łatwo mnie zabiją. No, ale nie po to przecież dzwonię. Mam pytanko nie wpadłabyś do mnie do Tokyo. Tak się składa, że zastępuje niejaką Senekę Hauer, wiesz co i jak, prawda?
- A jej co jest? - zapytała ze zmartwieniem.
- Jest na drugim świecie - słychać było westchnięcie.
- Wezmę ekipę z Black Lagoon i przyjadę najszybciej jak się da.
- Będę czekać, słodka. - Rozłączyłam się, a wszyscy czekali zniecierpliwieni.
- Załatwione. Będzie najszybciej jak się da. A teraz tak, siadajcie Panowie wygodnie i powiedźcie mi co do tej pory robiliście- dodałam z uśmiechem, a oni spojrzeli na siebie. Jednak zaraz rozmowa zaczęła się kręcić.

Nie odkryłam za wiele, ale zawsze to coś. Moi bodygardzi ogólnie mieli się szwendać za Seneką i w razie wpadki obronić ją przed zagrożeniem. Nie raz chodzili do podejrzanych typków i płacili określone sumy. Nigdy nie widzieli jak pracuje a przeważnie zatrzymywała się w małych hotelikach, takich jak ten. Czyli standard, za wiele nie można z tego wynieść. Dużo o sobie nie mówiła, tylko tyle, że jest byłym wojskowym lekarzem, który ma obrzydzenie do wojny i ludzi. Ciemne interesy - nieznane. Nie sądzę też żeby kłamali, bo w końcu nie mieli by po co, a mogę to zweryfikować w każdej chwili. Tyle by z tego wynikło, czyli jak dla mnie nic. Ale faceci w miarę ogarnięci. Nie można ich w końcu winić, bo odwalali swoją robotę.
- Czyli wasza umowa nie obejmowała szczegółów? -spytałam żeby na 100% się upewnić.
- Nie, byliśmy zatrudnieni jako pieski na posyłkę i tyle, chyba że jakieś szczegóły zna nasza pracodawczyni, bo w końcu przyjaźniły się z Panią Seneką, o ile to nie była jakaś wielka ściema, ale mam nadzieję, że nie, bo to bardzo dotknęło by naszą szefową, może się nie wydaje, ale to wrażliwa kobieta. A przyjaźń ceni sobie ponad miarę - powiedział trochę zmartwiony Siergiej patrząc w stronę Andrewa. trochę zrobiło mi się przykro, bo dobrze znam tę kobietę. Szkoda, że tak to się potoczyło, ale ja nie potrafię sprawić by ktokolwiek zmartwychwstał. To nie możliwe. Chociaż mój przypadek jest nietypowy, no ale to na inną dyskusję.
- Okey, nie wiem jak wy, ale ja ma m ochotę coś zjeść - rzuciłam i przeciągnęłam się. - No to gdzie najczęściej jadała Seneka?
- Chyba w rosyjskim sushi - powiedział Andrew spoglądając na Siergieja, który skinął głową. Ja za to spojrzałam na Zika i porozumiewawczym spojrzeniem postanowiliśmy skusić się dziś na sushi. Może będzie bez niespodzianek?

Zapowiadał się długi wieczór, a raczej tak nam zeszło, że zaraz nastanie noc. Dobrze było odetchnąć miastowym powietrzem, choć nie razi ono czystością. Nie wiem co czyha na nas w tym mieście, ale mam nadzieję, że uda mi się wyjść z tego cało, dla siebie, dal Zika i dla dzieci. Cokolwiek się wydarzy zwyciężę, bo mam powód.  Ciekawe... jak daleko uda mi się zajść...?

Nocny wiatr przynosi nadzieję skołatanej duszy, a przede mną mknie na swoim czarny motorze legenda miasta, może kiedyś z nią pogadam, hyhy... ciekawie by było. A na razie pozostał mi tylko po niej wiatr i moja dłoń schowana w dłoni Zika.

********************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz