*****************************************
Czułam się wspaniale. Wprost cudownie. W ramionach Xerxesa wiedziałam, że nie jestem sama, że mam na kim polegać. Było mi błogo, ale nie mogę zapomnieć, że nasz życie, nie jest tak do końca nasze.
Wysunęłam się z jego ramion i poszłam do łazienki, bądź co bądź byłam prawie cała w krwi, a moje ciało jeszcze doskonale czuło jego dotyk i kły. Miałam gdzieniegdzie małe ranki, które nie zdążyły się zagoić, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wzięłam prysznic i ogarnęłam się trochę. Ubrałam się dość wygodnie w spodnie i czarny top. Umalowałam się. A zanim się obejrzałam Xerxes przyglądał mi się ze słodkim uśmiechem.
- Obudziłam Cię? - spytałam idąc w stronę łóżka i dając mu całusa.
- Nie, ale to miłe dostawać takie buziaki z rana - odparł. - Więc stwierdziłaś, że wyjdziesz do nich?
- Nie mogę się wiecznie ukrywać. A po za tym ... mam ciebie, prawda? - zapytałam, a w odpowiedzi dostałam słodki pocałunek.
- Oczywiście.
- To w takim razie, marsz do łazienki - rzuciłam z uśmiechem i wstałam dokończyć swój make up. Xerxes uśmiechnął się, ale ruszył do łazienki przy okazji zerkając ze mną w lustro i mówiąc słodkim szeptem do ucha: "Jesteś piękna". Skubaniec wie, jak mnie zarumienić. Po tym zniknął w łazience.
Jeszcze nie wiedziałam co powiem, ale pewnie znów jakoś się ułoży. Mam nadzieję, że zrozumieją. Gdy tylko Xerxes wyszedł z łazienki, jak na rozkaz wstałam z łóżka. Spojrzeliśmy na siebie i bez słowa skierowaliśmy się oboje w stronę drzwi. Kiedy je otwarłam, czułam się jakbym wchodziła do zupełnie innego świata. Do świata, w którym przyszło mi żyć. Poczułam jak Xerxes bierze moją dłoń, mogłam mu tylko za to podziękować. Poszliśmy do biura Najwyższego. Jak gdzieś mają być to najprędzej tam.
Gdy dotarliśmy na miejsce zza drzwi słychać było krzyki i wyzwiska, nie musiałam zgadywać kogo mógł to być głos - Zik. Nie wiem gdzie był do tej pory, ale to raczej nie był zbyt dobry moment by się pokazywać. Ale w końcu oboje wiemy, że to koniec. I, że teraz łączą nas dzieci i przyjaźń. Nic więcej. Dzielnie otworzyłam drzwi, nawet nie pukając. Oczy wszystkich spojrzały na mnie z zaskoczeniem.
- Czyżbyśmy przeszkodzili? - spytałam w imieniu mnie i Xerxesa.
- Gladys, ty żyjesz! - krzyknął Zik uradowany, cała złość nagle mu przeszła, w dodatku chciał mnie przytulić do siebie. Jednak go odepchnęłam, wyraźnie miał mi to za złe. Ale jego uwagę przyciągnął Xerxes, któremu zaraz chciał przywalić. - Ty! - zaczął, ale był tak zły, że nie potrafił wykrztusić więcej słów. Gdyby nie Shiba i Loxis, którzy go powstrzymali, pewnie rozpętał by małą bitwę.
- Zik zostaw go! - krzyknęłam. On spojrzał na mnie z zaskoczeniem i jednocześnie ze złością.
- Niemożliwe... Gladys jak możesz, to nasz wróg... a ty?...
- Kocham go - rzuciłam szczerze. Wszyscy spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Zik nie mógł wykrztusić słowa. - Pogódź się wreszcie z tym, że między nami już dawno koniec. - To zabolało go, ale też Greya. Widziałam jak nadal ma mi to trochę za złe. Nic nie poradzę. Po chwili Zik roześmiał się.
- To jeszcze nie koniec. Wrócisz do mnie. Znudzisz się nim, jak znudziłaś się Najwyższym. Zawsze do mnie wrócisz.
- Zik myślałam, że przeszło ci już to. Ale powiem tylko tyle, to co było między nami to koniec. Nie wrócę do ciebie, bo to już niemożliwe.
- Oczywiście, że możliwe - mówił ze złością i pewnością. Wierzył w to, ale ja wiedziałam, że po przysiędze krwi, co by się nie działo jestem związana z Xerxesem. Na wieki.
- Czy wy... - zaczęła Lilith. Nie musiałam mówić, nasze oczy - moje i Xerxesa - rozbłysły szkarłatem w jednej chwili a na naszych szyjach rozbłysł krwawy znak lotosu, znak naszego rodu, dokładnie w miejscu, gdzie się ugryźliśmy.
- Co to jest? Co to wszystko znaczy?! - domagał się odpowiedzi Zik.
- Znaczy tylko tyle Ziku, że już nie nazywam się Gladys Asakura, tylko Gladys Kuran.
Zamurowało go, a moje krwiste oczy błyszczały.
Zaskoczenie wszystkich było do przewidzenia, aczkolwiek wyraz twarzy Greya naprawdę dał mi do myślenia. Jestem samolubna. Wiem, ale nic nie poradzę, to moje życie. Nie ich. Zik upadł na kolana.
- Koniec, tak? - zaczął znów Zik, ale mówił bardziej do siebie niż do nas. - Ja... szukałam ciebie, w Radzie, pytałem, szukałem, chciałem znów cię uratować jak wtedy, gdy ciebie porwano lata temu. Mieliśmy się kochać do końca. Mieliśmy być zawsze razem. Miałaś być na zawsze moja. A ty...? - płakał. Ale zaraz otarł łzy. - Kochałem Ciebie, bardziej niż samego siebie, a ty zrobiłaś mi coś takiego...? Mówisz, że go kochasz? Mówisz, że nazywasz się Kuran? A czy to coś zmienia? Dalej jesteś taką samą dziwką, niczym więcej - dodał z obrzydzeniem. Xerxes chciał mu przyłożyć, ale powstrzymałam go.
- Nie obrażaj jej - powiedział twardo Xerxes.
- Bo co? Bo jesteś jej nowym mężusiem? A może dlatego, że ci dała? - prowokował. Xerxes tracił nad sobą panowanie. Loxis pomógł mi go przytrzymać.
- Puśćcie mnie! Jak mu przywalę! - rzucił wściekły.
- Uspokój się! - krzyknęłam na Xerxesa i spojrzałam mu w oczy. - Spokojnie - dodałam ciszej. Niechętnie mnie posłuchał. A Zik dalej ciągnął swoją śpiewkę.
- Tak masz rację, Zik. Jestem dziwką, może nawet najgorszą ze wszystkich, ale wiesz co? To, że miałam wielu facetów, wcale nie znaczy, że nie mam prawa do szczęścia. Przeszkadza ci to, że znalazł się ktoś jeszcze, kto mnie pokochał? A po za tym sam kochałeś tę dziwkę? A sam święty nie jesteś - powiedziałam z lekkim gniewem, ale zaraz już spokojniej kontynuowałam. - Też ciebie kochałam Zik, to było dawno, ale to była dla mnie wtedy prawda. Byłeś jednym z ważnych osób w moim sercu, ale to się wypaliło. Możesz mieć mi to za złe, zresztą nie tylko ty, ale żyć w związku, który nie daje szczęścia to spisywanie się na straty. Pozwól sobie na nowe szczęście.
- Wiesz gdyby nie dzieci już dawno bym ... a zresztą... - machnął ręką i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami. Poczułam ulgę, choć wiem, że go zraniłam. Pozostaje inna sprawa.
- Okey, a teraz po kolei. Nam również przydałoby się coś wyjaśnić - powiedział dość spokojnie Grey rozsiadając się w fotelu. Lilith przytaknęła i stała obok razem z Shibą i Loxisem.
- Przepraszam - moje pierwsze słowa skierowane do nich. - Ja... no cóż. Miałam małą załamke. W dzień gdy pogryzły mnie bestie spotkałam Yukiego w ogrodzie. I ... dał mi do myślenia, a potem jakbym straciła nad sobą kontrolę i nie wiem co się stało. Jakby mnie czymś zatruł, a co gorsza gdy mówił ... straciłam całą pewność siebie. To było coś okropnego. Bałam się. Ale już w porządku. Jeszcze raz, przepraszam i dziękuję za cierpliwość.
- Więc to był Yuki - powiedział jakby do siebie Grey.
- Tylko jak tu się dostał? - zaczął Shiba.
- Nie wiem - odparłam kręcąc głową. Lilith jednak rzuciła mi dość wymowne spojrzenie.
- Ja jednak chciałabym wiedzieć dlaczego związaliście się pocałunkiem krwi?
- My... - zaczęłam, ale Xerxes zaczął mówić.
- To było najlepsze wyjście. Nie mogę pozwolić, aby Yuki znów się do niej zbliżył. Była w opłakanym stanie. Dzięki temu wiem, gdzie jest i co czuje, mogę ją chronić. To był najlepszy wybór. A po za tym chcieliśmy tego.
- To prawda - przytaknęłam. Lilith westchnęła.
- Wiem na czym to polega. Chodzi mi bardziej o to, że to łączy was praktycznie pod wszystkimi aspektami. A ponad to Gladys nie jest tylko wampirem, nie wiadomo co może wyjść z takiego połączenia.
- Spokojnie, Lilith. Nie ma się czym martwić. Ani ja, ani Gladys nie jesteśmy tylko wampirami. Wszystko jest i będzie w porządku zaręczam wam - obiecał Xerxes, ale ich to nie uspokoiło.
*************************************************