Translate

piątek, 12 sierpnia 2016

Jestem Gladys #50 - Na zawsze

***************************************************
Obudził mnie zapach świeżych kwiatów, nie umiałam określić jakich konkretnie, ale pachniały pięknie. Gdy tylko otworzyłam oczy widziałam ciemność ogarniającą pokój. Ale nawet w tych warunkach wiedziałam, że nie jestem sama. Cichy i niespokojny oddech Xerxesa, który spał na wpół siedząc przy moim łóżku, słyszałam nadzwyczaj wyraźnie.

Noc. Pora doby, którą zawsze uwielbiałam. Dziś staje się dla mnie obca i niebezpieczna. Wspomnienie o tym, co zrobił Yuki rozgrzewa moje policzki. Dotknął mojej duszy, jak jeszcze nikt.W tamtej chwili gdyby tylko chciał mógłby mnie zniszczyć, ale nie zrobił tego. Powiedział, że przyszedł po odpowiedz, a ja jej nie udzieliłam, mimo to odszedł, zostawiając mi swój pocałunek, który wciąż jest żywy na moich ustach.

Zwariowałam. Musiałam zwariować. To wszystko. .. 

Spojrzałam na swoje dłonie, były całe w bandażach, ale i też moje nogi, kawałek brzucha i teraz dopiero to dostrzegłam moje oko. No tak zapomniałam, święte bestie. .. Jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu?  Jeszcze w takiej chwili. ..

Po policzku zaczęły spływać mi łzy. Byłam bezradna wobec własnych uczuć, dałam się ponieść emocjom. Jednak to uczucie, gdy jednym kiwnięciem palca mógł mnie zniszczyć. .. nigdy nie zapomnę.

- Obudziłaś się?  -  spytał zmartwiony Xerxesa, patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami, a ja znów nie potrafiłam powstrzymać wylewa emocji. Łzy płynęły jak opętane. Xerxes przytulił mnie mocno i głaskał delikatne po włosach. Nucił coś, co przypominało kołysankę. Odnalazłam chwilowy spokój w jego ramionach. Płakałam, płakałam i płakałam. Sama do końca nie widząc czemu. On wysłuchiwał tego nucąc nadal. Nic nie mówił, nie osadzał, po prostu był ze mną.
- Dziękuję - szepnęłam mu do ucha. - Dziękuję...

Nic nie odpowiedział tylko złożył delikatny pocałunek na moim czole jakby chciał zaznaczyć, że nic go nie obchodzi, bo zawsze będzie przy moim boku. Choć widziałam to bez jego słów, to ciągle miałam w głowie Yukiego, jego słowa i dotyk, gdybym tylko mogła zmyć je z siebie, ale nie potrafię i co najgorsze nie chce. Jestem beznadziejna.

Odsunęłam się od Xerxesa i spojrzałam mu w oczy. Nie pytał o nic, tylko patrzył na mnie i dotykał ocierając łzy. 

- Nawet jak płaczesz wyglądasz wspaniale, zwłaszcza, że jesteś zabandażowana niczym mumia - chciał nieco zażartować i rozluźnić atmosferę. Jednak ja nie potrafiłam się uśmiechnąć.
- Co się stało?  -spytał zmartwiony. Chciałam mu powiedzieć, ale. ..
-Pocałuj mnie, proszę - rzuciłam zrozpaczona, patrzył na mnie ze smutkiem.
- Jesteś cała poobijana i pogryziona, nie chce żeby coś Ci się stało - powiedział ciągle z tym swoim zmartwionym wzrokiem.
- Z tobą nic mi nie będzie - odparłam i nie czekając na nic zamknęłam drzwi do pokoju. Patrzyłam ciągle w jego oczy mając nadzieję, że znajdę w nich choć odrobinę tego co dał mi Yuki.
W końcu pocałował mnie, bardzo delikatnie, chciał nie zadawać mi bólu, moje ciało, aż płonęło. Rany po bestiach nadzwyczaj długo się goją nawet u mnie. Całował tak wspaniale i czule. Chciałam by zdarł ze mnie wszystkie te bandaże, by ujrzał moje poranione ciało, które na własne życzenie zraniłam.

Kochaliśmy się, tak jakbym była dla niego najcenniejszym skarbem. Uważał na mnie, a z jego twarzy nie z chodził wyraz zmartwienia. Nie mogę go winić, w końcu się o mnie martwi.
Uwielbiam go. Czułam go całą sobą, jego uczucia, które aż mnie onieśmielały. Ale i to miało swój koniec.

Przytulił mnie do siebie i ucałował.
- Wszystko w porządku? - spytał patrząc w moje oczy.
- Tak, teraz już tak - odparłam wtulając się w jego tors. Zasnęłam czując jak jego silne ciało oplata moje. Bezpieczeństwo tak nazywa się to co on mi daje cały czas. To coś bez czego nie potrafiłabym już żyć. 

Kolejne przebudzenie było już rano. Akurat Xerxes przykrywał mnie kołdrą.
- Nie zostawiaj mnie - rzuciłam chwytając go za rękaw koszuli. Spojrzał na mnie zaskoczony i uśmiechnął się. Ucałował mnie w czoło.
- Nigdy cię nie zostawię - obiecał. - Idę tylko po jedzenie. Musisz coś jeść. Zwłaszcza, że twoje rany są jeszcze nie wleczone, a święte bestie nieźle Cię pokiereszowały.
- Proszę. .. - dodałam pośpiesznie.
- Gladys.... - powiedział i przykucnął przy mnie. - Nie chcę naciskać, ale nie było by Ci lżej gdybyś powiedziała mi co Cię trapi?  Martwię się o ciebie, bo to do ciebie nie podobne. Uciekałaś przed czymś, a bestie wyczuły w tobie strach i zaatakowały. Nie broniłaś się. Gdyby nie Shiba, to nie wiem czy cokolwiek by z ciebie było. Nie chcę byś się bała. Chciałbym Cię chronić tylko powiedz mi czego się obawiasz. Jeśli chcesz zawołam Angeliki?
- Nie, chcę Ciebie, Xerxesie. Nie zostawiaj mnie. Nawet tu... -  objęłam się rękami i samoistnie zaczęłam trząść się,  znów to samo wspomnienie Yukiego. Xerxes znów mnie przytulił.
- Nigdy Cię nie zostawię, słyszysz? Zawsze będę u twego boku. Zawsze - mówił mi do ucha z głosem pełnym miłości.

Długo tak ze mną siedział, aż zapukano do drzwi. Wszedł przez nie Shiba.
- Nie w porę? - zapytał zaskoczony moim zapłakanym wyrazem twarzy.
- Nie w porządku - rzuciłam ocierając oczy.
- Przyszedłem zmienić bandaże - starał się wytłumaczyć.
- Pójdę po jedzenie, dobrze? Zaraz wrócę - powiedział Xerxes, a ja skinęłam głową, którą chwilę później ucałował i wyszedł. 
- To ty mnie znalazłeś, prawda? - zapytałam, gdy wyciągał z apteczki nowe bandaże.
- Owszem, myślałem, że to jakiś koszmar. Wszędzie była twoja krew. Nie wiem co się stało, ale gdyś jeszcze chwilę leżała tam... 
- Moje ciało by umarło - dokończyłam za niego.
- Gladys, nie wiem czemu się tak bałaś, ale z tego co wiem od bestii, to wyczuły w tobie coś okropnego. Same nie wiedziały co, ale w ich głowach wyświetliła się czerwona lampka i zaatakowały. Chciały cię zabić. Wszyscy są zaniepokojeni tym. Spałaś całe trzy dni. Xerxes kazał dać Ci spokój i nagrabił sobie u Najwyższego. Gdyby nie Lilith pewnie i oni zaczęli by walczyć.
- Rozumiem - zaczęłam ściągać z siebie stare bandaże. 
- No nie wygląda to źle - powiedział Shiba widząc moje ciało. Podeszłam w samej bieliźnie do lustra. Miałam jedną wielką szramę przechodzącą przez moje oko, jednak ono samo było w porządku. Brzuch miałam tak samo jakby przecięty w pół w poziomie. Nogi poszargane małymi znamieniami i ręce tak samo. Ogólnie wyglądałam jakbym wpadła w paszcze yeti, albo niedźwiedzia. 
- Nie powinnaś wstawać. Rany się otworzą. Musiałem szyć te na brzuchu u nogach. Niestety to na twarzy też musiałem szyć, mało co a pękła by ci czaszka.
- Dziękuję, Shiba. Zawiń mnie znów na mumię, proszę. 
- Ładnie to określasz - powiedział z uśmiechem i zaczął bandażować. Chwilę później dodał. - Oni wszyscy czekają zmartwieni. Powinnaś coś powiedzieć by się nie martwili.
- A co jeśli prawda jest tą najgorszą opcją? - spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
- A czy to ty nie mówiłaś, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa? Zrobisz jak uważasz, ale przemyśl to dobrze - odparł pakując resztę bandaży i sprzątając po sobie. Zostawił mnie samą. Miał rację. Nie mogę wiecznie się bać, choć nadal czuję go na sobie.

Wzięłam z krzesła moją sukienkę i ubrałam ją. Nieco magii i już wyglądałam nieco lepiej. Xerxes właśnie wszedł do pokoju.
- Przepraszam, że tak długo. Najwyższy... - nie dokończył, bo zobaczył mnie ubraną. - Wybierasz się gdzieś? Powinnaś odpoczywać. 
- Zawsze będziesz ze mną, prawda? 
- Oczywiście.
- Więc powiem Ci wszystko, ale tylko tobie.
***********************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz