A oto przed wami: "Błękitna Laguna"
Bar był zapełniony ludźmi. Sama już nie wie, ile
nowych twarzy widziała przez tą jedną noc. Setki? Tysiące? Jakoś nie szczególnie
ją to ciekawiło. Co to z resztą za różnica i tak nikogo z nich nie
zapamięta.
Piła
w ciszy swoje whisky, jak zawsze. Nikt jej nie przeszkadzał i vice versa. Nie
raz tylko barman zagadał, ale zdarzało się to bardzo rzadko, po za tym nie
miała zamiaru z nim rozmawiać. Była niezależną młodą kobietą, która potrzebuje
się nieco odstresować przy dobrym alkoholu. To wszystko, co powinno się o niej
wiedzieć na tę chwilę.
-
Podać jeszcze coś? – spytał barman gdy zobaczył, że ma pustą szklankę.
Spojrzała na niego lekko mrużąc oczy.
-
Masz coś dobrego? Lepszego niż to? – spytała przyglądając się młodemu
czarnowłosemu mężczyźnie w uniformie barmana z trzy dniowym zarostem, który
idealnie do niego pasował. Uśmiechnął się nonszalancko. Najwyraźniej był nowy
ponieważ nie kojarzyła go, a starego łysola nie dostrzegała na horyzoncie.
-
Jak ci na imię? – zapytała, nie czekając na odpowiedź barmana.
-
Tom, milady. A co do kwestii dobrego alkoholu to jeśli milady pozwoli zaserwuje
jej mój specjał.
-
A jakież to cudo masz w zanadrzu monsieur? – spytała równie zalotnie jak on.
-
Specjalny specjał jeszcze bez nazwy co prawda, jednakże będę zaszczycony jeśli
milady go spróbuje – oznajmił słodkim głosem.
-
No dobrze, monsieur. Spróbujmy – oznajmiła chętnie. Barman natychmiast
przystąpił do działania.
Błękitna
Laguna była bardzo przyjemnym miejscem. Czuło się tu ten klimat, pomimo ciągle
przybywających ludzi. Można poczuć w niej swój świat. Choć wydaje się to dziwne
tak naprawdę jest. Lokal jest dość duży, metalowe stoliki z szklanymi blatami
poustawiane w rządkach równo przy każdym po 2 lub 4 metalowe krzesła do
kompletu. Na ścianach porozwieszane obrazy ulicznych malarzy, którzy w zamian z
alkohol dawali właścicielowi swoje dzieła. Każdy z obrazów był zupełnie
inny. Nie można ich było nijako zinterpretować. Ale nie przeszkadzało to
kremowo-szafirowym ścianom, na którym wisiały, wręcz przeciwnie dodawały im
niezwykłości i tajemniczości.
Barman
Tom podsunął jej drinka o pięknych refleksach błękitu. W wysokim kieliszku
począwszy od dna zaczynała się cała kompozycja wychodząca od szafiru po jasny
turkus u szczytu, coś pięknego.
-
No, no, no monsieur. Cóż to za cudo? – spytała przyglądając się pięknemu
drinkowi. – Czyżby odmiana błękitnej laguny?
Barman
uśmiechnął się szelmowsko i skinął lekko głową.
-
Można tak powiedzieć, milady. Proszę spróbować – zachęcił z uśmiechem.
-
No to do dzieła – oznajmiła i wypiła na raz to małe cudo. W jej ustach zaczęła
się eksplozja smaków. Było doskonale czuć alkoholowy posmak, który współgrał
idealnie z resztą dając od razu niezłego kopa. Poczuła jak robi się jej
niezwykle dobrze. Takie małe coś, doprowadziło ją do stanu, do którego doszłaby
dopiero po jakichś dwóch, trzech butelkach gina czy whisky. Cudo, po prostu.
-
Wow… - powiedziała od razu po wypiciu i spojrzała na zadowoloną minę Toma. –
Daje niezłego kopa przyznaje – dodała z zadowoleniem.
-
Niezmiernie mnie to cieszy, milady – odparł z lekkim skinięciem głowy, na co
się uśmiechnęła zalotnie.
Nagle
wszystko ucichło, słychać było tylko muzykę i otwierające się drzwi. Odwrócił
się w ich stronę i zobaczyła piękną kobietę wchodzącą do środka. Choć słowo
piękna nijak nie odzwierciedlało jej urody. Miała prześliczne długie, czarne,
pofalowane włosy opadające luzem na jej ramiona. Twarz delikatnie owalna
i pociągła, duże oczy w czarnej oprawie i wiśniowe usta. Ubrana w długą
czerwoną suknię zakrytą czarnym płaszczem
przewiązanym w talii. Podeszła do baru stukając czarnymi czółenkami na
wysokim obcasie. Usiadła a barman zaraz skierował na nią swój wzrok i na jego
ustach pojawił się olśniewający uśmiech.
-
Witaj Gladis – powiedział nieznajomej.
-
Hej, Tom. Poproszę to co zawsze – odparła trochę przygaszona. Barman przyglądną
się jej trochę.
-
Stało się coś? – spytał zmartwionym tonem.
-
Jak zwykle. Wyrwałam się z nudziarskiego przyjęcia Greya. Miałam po prostu
dość, więc się wymknęłam wrócę dopiero jak trochę wypije, a do tej pory Grey
będzie musiał radzić sobie sam.
Tom
zaśmiał się pod nosem.
-
No co? – zapytała trochę rozdrażniona. – Dzisiaj jestem klientem, więc proszę
mnie obsłużyć, drogi panie.
-
Ależ naturalnie. Proszę mi wybaczyć moją gafę, pani.
-
Więc proszę się pośpieszyć – dodała z uśmiechem. Gdy Tom zniknął za butelkami z
alkoholem. Gladis patrzyła po lokalu i westchnęła głęboko, po czym zerknęła na
nią kątem oka. Coś w niej przykuło jej uwagę, bo nie odwróciła wzroku przez
dłuższy czas.
-
Coś mam na twarzy? – odezwała się wreszcie odwracając się do Gadis, na co ta
się tylko promiennie uśmiechnęła. Gdyby widział to jakiś facet nie pytając
o nic umówił by się z nią na randkę, bez dwóch zdań.
-
Nie. Proszę wybaczyć, tak tylko patrzę. Jest pani bardzo ciekawą osobą –
powiedziała z zamyśleniem.
-
Niby skąd może to pani wiedzieć? – spytała z niedowierzaniem.
-
Po pani oczach, mają bardzo piękny kolor, taką akwamarynę. Naprawdę rzadko
można zobaczyć tak śliczne oczy.
-
Rozumiem, że się pani na tym zna.
-
Oczywiście. Poniekąd nawet to moja praca.
-
A to ciekawe co pani mówi. W jakim pani zawodzie pracuje, jeśli można wiedzieć?
-
No cóż, nie ma na nią konkretnego określenia. Ale pracuję z ludźmi, którzy mają
wiele na sumieniu a nie chcą się do tego przyznać.
-
Pracuje pani w więzieniu? – zapytała pragnąc się upewnić czy dobrze rozumuje
jej wypowiedź. Zaśmiała się.
-
Nie to nie więzienie, ale coś podobnego. Nie ma tam krat, ale gigantyczne mury,
przez które nikt nie może wyjść, o prócz mojego męża i mnie. Ale dość już moich
opowieści. Skoro pani wie o mnie już trochę to ja również pragnę czegoś się o
pani dowiedzieć.
-
Co chce pani wiedzieć?
-
Jestem Gladis, a pani?
-
Katia.
-
Od Katheriny?
-
Tak.
-
Hymm, moja córka również ma tak na imię. Katherina piękne imię. Pasuje do pani,
Katio.
-
Za to do pani Gladis niezbyt pasuje.
-
Doprawdy? – zapytała zaskoczona.
- Tak, całkowicie. Jeśli miałabym pani
nadać imię wybrałabym coś bardziej …hymm… wielkiego.
-
A to ciekawe. Co na przykład?
-
Czy ja wiem? Może Marianna? Albo Aleksandra, czy Julianna.
-
Ładne imiona, jednak myślę, że zostanę przy swoim.
-
Tak czułam, że to imię ma więcej znaczeń niż tylko imię. Kryje się za nim
historia. Pewnie jeszcze taka, o której nikt nie powinien słyszeć. Proszę nie
odpowiadać, bo jak sama pani powiedziała oczy mówią wszystko, a pani czarne jak
noc oczy to potwierdzają.
-
Dobra pani jest, Katio. Jestem pod wrażeniem, już pani tyle o mnie wie a dopiero
co się poznałyśmy. To zadziwiające – odparła z uśmiechem i wtedy wrócił Tom i
podał jej błękitną lagunę. – Dziękuję, mój drogi. Zrób też dla tej pani, ja
stawiam.
-
Tak jest, pani – odpowiedział i znów zniknął.
-
Często tu pani bywa jak widzę – stwierdziła patrząc przed siebie, nie na
Gladis.
-
Owszem to miejsce to jak mój drugi dom. Mieszkałam tu przez jakiś czas, ale
potem wróciłam do męża, ale mimo wszystko lubię tu być. Jest tu coś
specyficznego, osobistego i to kocham w tym lokalu – przyznała ze szczerością
wypisaną na twarzy.
-
Aha – skomentowała krótko.
Drzwi
do baru znów się otworzyły i wszedł przez nie piękny, wręcz olśniewający
chłopak, ma może z 18 – 19 lat. Miał czarne jak noc włosy i wręcz magnetyzujące
zielone spojrzenie w podkreślonych ciemnymi rzęsami oczach. Wyglądał jak
grecko-rzymski bóg i był zadziwiająco podobny do Gladis. Zastanawiała się czy
to jej mąż, choć stwierdziła, że trochę za młody, ale zaraz sobie przypomniała,
że Gladis wspomniała, że ma już córkę, więc to był prawdopodobnie jej…
-
Tu jesteś mamo – podszedł do Gladis. – Tata prosiłbym cię znalazł.
-
Och, Will poznaj oto słodką Katie.
-
Bardzo mi miło – powiedział w jej stronę z lekkim skłonem. – Mamo musimy
wracać, tata będzie zły.
-
Nie będzie. Doskonale wie jak nie znoszę takich balów, czy jak to się nazywa.
Zanudzę się tam na śmierć, znów.
-
Och, mamo. Proszę.
Tom
przyniósł drinka Katii.
-
Proszę bardzo, milady. Witam cię Williamie. Przyszedłeś po Gladis jak sądzę.
-
Nie inaczej, Tom – odparł Will z lekkim uśmiechem w stronę barmana. – Ale jak
zawsze jest uparta.
-
Wypraszam to sobie, ja uparta, po prostu zapobiegam swojej nudzie. To wszystko
– odparła z lekkim oburzeniem.
-
Dla mnie to jedno i to samo – stwierdził Will wzruszając ramionami.
-
Widzisz, Katio. Tak to jest. Wychowasz dziecko i potem mówi ci, że jesteś uparta.
No jak tak można, przecież to nie prawda, prawda Katio?
-
Nie wiem, nie mam dzieci.
-
Hymm. Już wiem Katio chodź z nami – zaproponowała z radością Gladis.
-
Mamo… - zaczął nieco zdezorientowany Will.
-
Jeśli ona nie idzie, ja również nie – oznajmiła stanowczo do syna. Katia trochę
zgłupiała na jej niecodzienną prośbę. Ledwo zna tę kobietę a ta już proponuje
by szła na przyjęcie jej męża, którego na oczy w życiu nie widziała. Co też tak
Gladis wygaduje?
- To chyba nie najlepszy pomysł –
oznajmia Katia niepewnie.
-
Ależ proszę cię, Katio – poprosiła rozpaczliwie Gladis patrząc jej prosto
w oczy. Te oczy miały moc władania ludzkimi sercami, bo Katia od razu
prawie że się zgodziła. Gladis uśmiechnęła się słodko w jej stronę i złapała ją
za rękę.
-
A więc moja droga idziemy cię przygotować – zawołała radośnie i wybiegły z
lokalu.
-
Myślisz, że będzie dobrze? – zapytał William próbując mieć choć cień nadziei w
głosie.
-
Ani mi się śni – odparł bez ogródek Tom.
-
Tak też myślałam – potwierdził z westchnieniem Will i wyszedł za paniami.
***
Zastanawiała się jak do tego doszło,
ale skończyła te głupie rozmyślania gdy Gladis otworzyła przed nią salę balową.
Zaniemówiła. I tak zaczęła się jej wielka przygoda. Spojrzała tylko na
rozpromienioną twarz towarzyszki, która uśmiechała się do niej serdecznie. Z
drugiej strony poczuła czyjąś rękę. To był Will, uśmiechnął się do niej.
- Pięknie pani wygląda, mademoiselle.
Czy mogę prosić do tańca? – zapytał. A ona tylko potrafiła skinąć głową i
ruszyli na środek Sali by móc unieść się w tańcu. Zupełnie jak sen, pomyślała.
Mam nadzieję, że się podobało. Pisałam to dość dawno, ale dopiero dziś natchnęło mnie by to dodać. Mam nadzieję, że nie pożałuję :)
Do napisania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz