Ohayo!!
Witam w kolejnym poście na moim blogu.
O tak, jest tu taki szum, że masakra (sarkazm).
Ale to nie jest istotą tego bloga, w końcu tu chodzi o moje żale, a jeśli ktoś będzie chciał je czytać nikt mu nie zabroni.
A więc pora na kolejne mojej duszy rozterki.
Przez ostatnie dwa dni musiałam pilnować mojej kuzynki. Mała prawie 6-latka nie jest może zbyt wymagającym dzieckiem, ale mimo wszystko dzieckiem. Nie jestem przeciw dzieciom o nie, ale po prostu nie czuje komfortowo w ich towarzystwie.
Nie narzekam, bo z tego co słyszałam od AO w szkole nie mają lepiej. Trzy kartkówki mnie ominęły już, a jest dopiero czwartek, z czego jeszcze wiele może się wydarzyć no i wiem jak zrobić zadanie, za które wcale nie chce mi się brać. Jestem leniem wiem.
Taka ładna pogoda a ja choruje, to niesprawiedliwe. Mam u siebie takie piękne słoneczko, a ślęczę w domu z kaszlem (dobija mnie to gruźlicze kaszlenie ), ale cóż na to nic nie poradzę.
Zaczęłam znów pisać i wcale nieźle mi to idzie, rozwija się cała fabuła. Mam nadzieję, a dla nie wtajemniczonych powiem tylko tyle, że piszę niby książkę tyle że w wersji zeszytowej. Jakoś nie mogę się przestawić na komputer. Czemu? Sama nie wiem. Po prostu zawsze tak pisałam i oczywiście nigdy nie przepisywałam. Wiem to głupie z mojej strony, ale zawsze byłam tego zdania, że zacznę to wszystko przepisywać, gdy już nie będę miała co robić w życiu. Może nawet kiedyś to wydam. Kto to wie. Póki co pisze się. No i to od zeszłej jesieni, czyli już dość długo a mam zaledwie ponad sto stron zapisanych w zeszycie B5 w kratkę, może to nie wiele i ledwie początek, ale zawsze coś.
Piszę tego posta już drugi raz, bo oczywiście musiano mi wcześniej przeszkodzić , ciesze się, że są jeszcze kopie robocze, bo inaczej znów musiałabym pisać od początku. Co wcale nie byłoby fajne.
Muszę odwalać wszystkie obowiązki domowe od zmywania do obierania ziemniaków na obiad. Czuje się wykorzystywana, zwłaszcza, że pewna osoba się mną wysługuje, a ja dla świętego spokoju "pomagam". Nie mówię tu o mojej mamie, która jest od 4 nad ranem na nogach, tylko o "cudownej" kuzyneczce, która mnie denerwuje. Wiecznie krytykuje mnie, moje ubrania, uczesanie a nawet to w jaki sposób wywieszam pościel na balkonie. Boże, możecie mi wierzyć, ale to jest wkurzające by nie wypowiedzieć się inaczej.
Trzeba ochłonąć. Ale jak? Co chwila mnie woła, bo to, bo tamto. Czego jeszcze??? Szlak mnie trafia. Dobrze, że mam choć minutę spokoju i mogę to napisać. Dobry był to pomysł by wyżalać się w ten sposób. Przynajmniej odciążam moją One-chan, tak w ogóle to nie wiem czy tak się to pisze czy nie Ane-chan, bo tak przynajmniej pisze w książce od kursu japońskiego. Nie wiem, ale jak dla mnie obydwie formy mogą być czy Ane czy One na jedno wychodzi. Moja starsza siostrzyczka, no może nie tak wiele starsza bo zaledwie 4 miesiące, ale co tam.
Jak już o japońskim mowa, to miałam się go uczyć, ale jak zwykle brak czasu. Albo raczej nie chce się. A ja mam tak, że jak ktoś mnie nie zmusi to tego nie zrobię chyba że potrzebuję, a to są już wyjątki. Ale w końcu z wyjątków składa się życie.
Nie będę wchodzić na tematy życia, bo nie skończyłabym szybko, a po co miałabym poświęcać tyle czasu na temat "dno".
Nie wiem czemu, ale nachodzi mnie coraz większa ochota by powrócić do pisania Gladis. Myślałam, że będę mieć już z nią spokój, ale nie. Ona zawsze wraca jak bumerang. Z jednej strony się cieszę, bo jest moim odbicie się od dna, ale z drugiej strony ciągle wracanie do przeszłości nie jest dobre. Miałam z nią przestój, ale co z tego jak nadal o niej myślę. To naprawdę osoba, o której ciężko zapomnieć. W końcu to moja druga ja :)
(może kiedyś przybliżę o co z nią chodziło, ale to dopiero jak będę na to gotowa)
Kore wa ii desu (to jest dobre) - oto moja cała nauka japońskiego. Najlepsze są takie proste zdania. Przynajmniej szybko można się ich naumieć.
Tęsknię, sama nie wiem za czym. Smutno mi. Dlaczego? Nie wiem, zupełnie jakby czegoś mi brakowało. Nie wiem czego, od razu mówię. W końcu ja tylko mówię... :) Tak, trafiłam z tym tytułem. Nie ma to ładu i składu to o czym piszę, ale czy to ważne. To moje myśli, których każdy z nas ma tysiąc na minutę. Lubie je pisać, by potem móc wrócić do dni gorszych i lepszych, by się pocieszać i dołować. Głupie, ale to mój sposób na przeżycie, w tym świecie.
Jestem indywiduum, jak sądzę, choć może znalazłabym kiedyś moją bratnią duszę. Ciekawe, czy takowa istnieje?
Dobra, dość na dziś.
DO NAPISANIA :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz