Dziś przedstawię Wam moje głupiutkie listy z których kiedyś chciałam zrobić coś większego, ale jak zwykle nie wyszło. Nie przestraszcie się.
I zapraszam :)
27.12.2010
Witaj mój nieznajomy
Jak już pewnie wiesz
nie znamy się. Może dlatego teraz chcę Cię poznać ? Sama nie wiem. Nazywam się
G. Dziwne imię chyba przyznasz. Sama je sobie nadałam dość dawno temu, bo
nie lubię swojego prawdziwego imienia, wątpię żebym kiedykolwiek je polubiła.
Widziałam Cię w moim śnie dość dawno temu. Sen niczym marzenie i wtedy poznała pierwszy raz uczucie tak głębokie
jakim jest miłość. Zgodzisz się ze mną, prawda? Głupie pytanie, co nie? Jednak
do tej pory nie potrafię Ciebie zapomnieć. Twej bladej skóry odbijającej białe
światło księżyca twoich pięknych wręcz czarnych jak smoła oczu, które przeszyły
moją duszę na wskroś. Gdy tylko o tym wspomnę napływa do mnie dziwna energia
jakbym zaraz miała się rozpłynąć. Te twoje włosy lśniące od porannej rosy, delikatne
rysy, wszystko w tobie było takie piękne. A ja szara myszka patrząca na
olimpijskiego boga. Pogładziłeś moje ciemne włosy swoją dużą, ciepłą i
delikatną dłonią było to takie cudowne. Popatrzyłam w twoje
oczy zdawały się takie głębokie jak studnia bez dna, topiłam się w nich, ale ty
chwyciłeś moją dłoń i przytuliłeś moje bezwładne ciało do swojego silnego
gołego torsu. Brakło mi tchu. Scena niczym z Romea i Juli, ale znacznie
bardziej romantyczniej. Twój uścisk taki silny, taki delikatny jak płatki
róży. Zawiał wiatr i już byłam sama bez swojego królewicza. Zniknąłeś. Byłam
sama, wszędzie pustka, tylko łąka i parę starych drzew, to wszystko co
ujrzałam, brak ciebie. Z mych zielonych oczu wypłynął potok łez. Dlaczego?
Dlaczego aż tak bardzo mną wstrząsnęło to że Ciebie ze mną nie było?
Popatrzyłam przerażona przed siebie i widziałam siebie, starszą, dojrzałą
kobietę. Byłam starsza o parę dobrych lat ubrana w cieniutką białą sukieneczkę.
Wyglądała gorzej niż płaczący szczeniak. Nawet nie poznałam wtedy twojego
imienia. Czyżby było to związane z tym ,że w przyszłości się spotkamy? Któż to
wie. Chociaż szczerze mam taką cichą nadzieję zobaczyć Cię kiedyś. Pewnie
umierasz teraz z nudów z mojego wyznania. Rozumiem. Będę już kończyć. Jeśli
dojdzie do Ciebie ten list mój nieznajomy proszę odpisz ,chociaż to zbyt
nierealne co nie?
Dziękuje .
G.A to i druga część z tego samego dnia :)
Witaj kolejny raz mój nieznajomy,
Piszę do Ciebie kolejny raz jak widać. Jakimś cudem nie mogę
o Tobie zapomnieć tak łatwo. Miałam dzisiaj taki jakby mały zatarg z rodziną.
Nie jest to dla mnie trudne zrozumienie ich, ale czemu oni nie rozumieją mnie.
Może w pewnym sensie rozumieją, ale jednak mają jakieś pohamowania co do mnie.
Zawsze mówią ,,jaka to miła i grzeczna dziewczynka”, ale ja nie chce być taka. Moje serce
zmieniło się i nie jest już czyste takie jak powinno być w moim wieku. To mnie
przerasta. Teraz jak tak siedzę i piszę to cała się trzęsę, boję się? Jak już
to czego ? Słów z moich najgorszych koszmarów. Zachowuje się jak nie wiem, jakaś
paniusia co myśli tylko o sobie. Płacze. Czy nie jestem żałosna, sam przyznaj.
Moje życie –zawsze myślałam że jest skomplikowane, zawsze płakałam po kątach
żeby inni nie widzieli, że to mnie boli, ale mniejsza z tym. Chciałam po
prostu uwolnić się. Uwolnić się od rzeczywistości. To raczej nie jest
wskazane w moim wieku. Wieku „buntowniczki”. Można się pośmiać co nie? Zwykła
prosta dziewczyna ma marzenia nie z tej ziemi, które ukrywa pod osłoną nocy, aby przypadkiem nikt się nie dowiedział co tak naprawdę ukrywa w swoim sercu.
ŻAL. Moje życie zmienia się z sekundy na sekundę. Myśli krążą Bóg wie gdzie.
Myślę o UTOPII, jeszcze większy żal się tworzy. Mam ochotę podziękować mojej
familii za to co mi powiedziała, ale nie umiem powstrzymać płaczu, mimo ich
dobrych chęci mam ochotę rzucić się z klifu i utonąć. Ale nie mam myśli
samobójczych nie, to nie to. Urwać się gdzieś zaszaleć nic więcej nie chce.
Monotonność mnie dobija wbija deski na mojej tworzącej się trumnie. Z przepowiedni
Aleksandry wynikło, że zostało mi niewiele czasu cieszyć się czy popaść w
paranoje? Ani jedno ani drugie mi nie odpowiada. Szczerze może jestem w
okresie buntu jak moja ciotka to określiła, może też mówię wszystkim „nie”, ale
dla mnie życie bez Kryształowej Damy nie ma znaczenia. Może i rzeczywiście
jest to moje uzależnienie, ale nie potrafię nie „bujać w obłokach”, bo mojego
serca nie ma już na ziemi. To głupie, co nie mój przyjacielu? Gadam od rzeczy
mam ochotę się wyżalić, a przed chwilą
przecież wyżalałam się i płakałam mamie. Co za beksa ze mnie, co nie?
Rzeczywistość nie znaczy dla mnie nic, ale Ty i moje marzenia wszystko.
Dziękuje Ci za to, że jesteś ze mną mimo, że Cię nie ma.
G.No więc jak można zauważyć mogłam mieć wtedy pewnego rodzaju schizy a nawet deprechę. Nie nie martwcie się poniekąd mi przeszło to rozczulanie się nad życiem. PS. Jestem tchórzem jeśli o to chodzi. Ale mniejsza teraz o to. Stwierdziłam, że to dobry pomysł wstawić tą część tu, ponieważ pokazuje to nieco mój pogląd jako nastolatki niestałej uczuciowo, popadającej w skrajne uczucia. Ponad to te uczucia są z grubsza podrasowane do rangi wręcz śmiertelnie poważnej. Tak nie wierzcie we wszystko, bo jest to trochę podrasowane. Taki mały dramatyzm :) Nie oszukuję was co do uczuć, bo rzeczywiście takie były, lecz w nieco mniejszym zaangażowaniu, tak bym to nazwała.
Z resztą ten kto przechodził okres "buntu" wie jak to jest.
Warto wtedy odnaleźć coś co da szczęście choć na krótki moment. To pomaga znieść "trudy życia". No i to chyba na tyle :)
Do napisania :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz