Translate

środa, 4 listopada 2015

I wanna reset...

....

Rzadko się zdarza abym pisała podwójnie w jeden dzień, a dziś proszę zachciało mi się.

Taa... chciałam napisać coś co mi nie daje żyć, ale nie potrafię dobrze zacząć. Nie mogę też powiedzieć wszystkiego, bo to zbyt trudne aby opisać to wszystko słowami.

Jak nigdy mam zamiar podejść do tego poważnie. To wyłącznie moje zdania, moje sumienie i moja opinia. Niech nikt nie będzie oburzony, po przeczytaniu tego. Choć sama nie wiem jak jeszcze to ujmę. Wszystko będzie się odnosiło do mojej osoby. Tylko i wyłącznie.

Byłam u MO na kawie i tak nagle, albo nie tak wcale nagle ogarnęła mnie pustka. MO nazwała mój stan samotnością. Taaa... bardzo prawdopodobnie tak jest. Zawalam na każdym kroku. Myślę o rzeczach, którym powinnam dać już dawno spokój. A nie potrafię.

Nie umiem się podnieść a z każdym dniem jest coraz gorzej. Wpadłam w niezły dołek. Czy ktoś ma pretensje? Chyba nie. Nic mnie już nie cieszy, marze by uciec. Ale taka prawda, jedyne co robię to uciekam. Nie ma nadziei ? Nie wiem. Jak zawsze się powtarzam. Chciałabym .... aby ten świat mnie tak nie przygniatał, ale sama nie wiem czym... Jestem słaba.... aż chce mi się napić albo zapalić, Oj, ja zła dziewczyna.

Czy to rzeczywiście samotność? Chciałabym się dowiedzieć tylu rzeczy, a mimo wszystko choćbym wiedziała więcej nadal nie wiedziałabym nic. Stałam się już całkiem pusta? Czy może mam w sobie cokolwiek? Możesz udzielić mi odpowiedzi?

Kiedyś napisałam " Kto by pomyślał, że życie może być takie do dupy?" Choćbym miała wyciągnąć coś dobrego z tego wszystkiego nie potrafię. Mam wszystko, ale tak jakbym nie miała niczego. Czy ja już się nie powtarzam? Na pewno.

Pisałam wiersze jak było mi źle. Pisałam? Nie nadal piszę, kiedy moje życie wali się. Moje serce, moje łzy... tak to wygląda. Dziś zamiast do zeszytu wpiszę je tu. Niech tak będzie.

Nie wiem gdzie jest dom?
Nie wiem co to znaczy szczęście?
Hej, ty tam z boku co patrzysz zapłakanym wzrokiem,
wezwij mnie w potrzebie,
wezwij gdy nadejdzie pora,
wezwij, wezwij, wezwij, nim słońce zgaśnie. 
Ciemność pochłonie wszystko,
i mnie, i Ciebie,
zanim mrok pochłonie dusze,
wezwij bym zapłakała razem z Tobą.


Zacząć od początku?
Ciągnąć dalej to życie?
Biec bez tchu
żyć bez strachu
na cóż?
po cóż?
gdzież to prowadzi?
serce już stoi,
a ty? 
czy biegniesz?
czy już nie?


Leci w dal
jak dawne wspomnienia,
Nie ma nic,
będzie gorzej.
Serce traci rytm,
daj mi więcej nadziei,
daj mi więcej szczęścia.
Niech uśmiech nie gaśnie,
Niech nie przykryją go łzy.


Z każdym westchnieniem,
z każdą łzą coraz dalej do spokoju.
Ciężka praca dookoła, a nie daje ukojenia.
Na cóż człowiekowi bolesne wspomnienia?
Nie chce, nie potrafię, 
chować głowy w szafie.
Za trudne i na próżno,
moje starania i w niebo wysyłane podania. 
Nie ma posłuchu, nie ma odpowiedzi.
Nie dostanę spowiedzi,
nie dostanę choćbym chciała.
Za dużo grzechu, za dużo myśli złych.
Czy ktoś już wie, czy ktoś już zna?
Mnie i duszę?


Do napisania :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz