Hej!
Jak zapewne wiecie, dużo czasu minęło odkąd założyłam tego bloga. Dla niektórych te kilka miesięcy mogą być mało znaczące, bo po prostu nie jest to dla niektórych zbyt długi okres czasu. Nie minął jeszcze rok, a zaledwie 10 miesięcy. Dla mnie to bardzo dużo, zważywszy na to, że no cóż nie lubię zajmować się czymś przez dłuższy czas. Mam nadzieję, że nie skończy się na tych 10 miesiącach, ale potrwa nawet kilka lat.
Czemu akurat wzięło mnie na wspominanie?
Obejrzałam dzisiaj filmik na youtube vlogerki ejakeva i poruszyła mnie jej historia z można to chyba nazwać chorobą nerwową. Nie wiem dlaczego, ale jej przypadek wydał się mi bliski, może dlatego, że odczucia jakie opisywała pokrywały się u mnie w czasie tzw. dołów. Może temu. Pewnie niektórzy pomyślą o czym ona może mieć pojęcie skoro jest zdrowa, nie ma żadnych kłopotów ni z pieniędzmi, ni ze szkołą z czymkolwiek, powinna żyć pełnią życia, a nie przejmować się głupotami i wymyślać. Wiem o tym, ale pomimo, że dobrze mi się wiedzie to niestety nie odbieram tego tak. Może to przez zaniżoną samoocenę, przez pryzmat innych ludzi albo nie wiem przez własne szukanie sobie problemów. Jak zawsze nie mam pojęcia co jest przyczyną.
Zakładając tego bloga chciałam stworzyć miejsce zapisków mojej duszy. (jak to poetycko brzmi :)
Zresztą napisane jest to w nagłówku "Wszystko co przynosi ulgę ..." Nic się nie zmieniło. Blog to jak kiedyś Gladis moja odskocznia od życia. Co jest równe mojej głupocie, bo wreszcie rozumiem, że żyję z dnia na dzień nie patrząc w przyszłość realną, ale w mój wymarzony świat, tworząc historie, które nigdy nie będą miały odniesienia w realu. To mój sposób na życie i nie robi on ze mnie dobrego człowieka. Do nie dawna nie uświadamiałam sobie tego. Byłam zaślepiona światem stworzonym na moje życzenie, a nie zwracałam uwagi na to co się dzieje w około mnie.
Pisałam już o tym, jak mój umysł powiedział "to nie twój interes", to było coś jak olśnienie. Nie będę się rozpisywać o tym, bo nie chcę się powtarzać, ale wtedy dotarło do mnie, że naprawdę zaczynam albo już jestem "obojętna". Odcięłam się od tego świata i kroczę nim tylko wtedy gdy jest to konieczne. Wiem to nie jest życie. Ale co z tego, że o tym wiem skoro nie mogę się od tego wyimaginowanego świata uwolnić? Nawet nie tak, że nie mogę, ale nie chcę.
Kiedy "uwolniłam się" od Gladis, stwarzałam nowe historie już ich nie zapisując, ale dalej uciekając w nie. Jestem tchórzem, boję się świata, ale jednocześnie lgnę do niego, bo nie mam wyjścia, w końcu jestem człowiekiem. Nie mogę wiecznie siedzieć wpatrzona w komputer i zamknięta na wieki wieków. Nie da się. Jestem jednostką, która musi funkcjonować. Właśnie czy aby na pewno "muszę"?
Zaczynają się kolejne moje rozważania bez sensu. Nie jestem filozofem i zapewne nigdy nie będę, ale rozumiem jedno odkąd pierwszy raz zetknęłam się z anime, mangą, Gladis i dotychczasowymi doświadczeniami z życia, wybrałam to co bardziej mi odpowiadało, czyli świat pełen barw, a nie ten realny pełen smutku, zazdrości, żalu i łez. Wiecie dobrze, jak wiele razy żalę się z mego życia, choć są to głupoty, natomiast gdy oglądam nie mam żalu do nikogo, gdy pisałam Gladis ona emanowała emocjami, których ja chciałam się wyzbyć. Udało się to i pewnie jeszcze długo by się udawało, gdybym nie powiedziała sobie dość. Tylko dzięki Nee-chan udało mi się zerwać z tym "nałogiem", ale kolejny raz do niego powracam odtrącając rzeczywistość.
Proszę nie uznać tego za manifest wobec bloga o nie! Bo to, że go założyłam to jedna z najlepszych rzeczy jakie mogłam zrobić. I broń Boże nie żałuję tego w najmniejszym stopniu. To w ogóle cud, że postanowiłam publikować mój "pamiętnik", choć może nie wiele osób to czyta, to nie istotne. Wspominałam na samym początku, jest on przeznaczony dla mnie. Dla mojej duszy, by wszystko z siebie wyrzucić i nie patrzeć na to co było. Nie zawsze mam szansę porozmawiać o trudnych tematach z przyjaciółmi a tu mogę to robić o każdej porze dnia czy nocy i to jest jak najbardziej piękne :)
Naturalnie mój post można uznać za wyznanie i podpiąć pod kategorię "Dlaczego ja?", ale nie oto mi chodzi zupełnie. Wiem, że użalam się nad sobą w większości postów, że jaka to ja nie jestem "biedna" itp., ale to tylko po to by dodać sobie trochę sił. To głupie, ale przed dołowanie się nabieram sił by walczyć, czasem też się poddać i płynąć z prądem nie zaprzeczę.
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że nie ważne ile razy upadamy ważne ile razy się podniesiemy i ja stosuję te słowa, a przynajmniej staram się by po burzy nadeszło słońce, choć nie raz nie jest to zależne ode mnie.
Nie będę się usprawiedliwiać za to, że nie raz wyskoczę na jakieś osoby w negatywnym sensie, bo to tylko i wyłącznie mój odbiór tych osób w danej chwili, to że zwyzywam ich w danym poście może nie mieć odniesienia w moim życiu, bo mogę dalej te osoby lubić. Dobrze wiecie, że moje nastroje to jak wiatr zawieje, zawsze są różne. Rano mogę napisać jak to ja nienawidzę świata, a wieczorem jak ja go bardzo kocham. W końcu jestem zmienną kobietą :)
Nauczyłam się uciekać w różnorakie drogi czy to anime, książki, muzyka czy cokolwiek byle by nie angażować się w ten realny świat. Nie pamiętam od czego to się zaczęło. Nie wiem czy to tylko z zaciekawienia, fascynacji, czy czegoś innego. Nie wiem. Mogło się wziąć znikąd, ale i tak mnie dopadło. Może to przeznaczenie? Bladego pojęcia nie mam.
Po tym co tu napisałam, pewno można by było uznać, że żałuję tego wszystkiego, tych wszystkich lat spędzonych przy komputerze i oglądaniu czy czytaniu. Nie, nie żałuję. Nie zmieniłabym też tego gdybym mogła, dlaczego? Bo nie mogłabym być teraz tym kim jestem. Nie jestem idealna, wiele do ideału mi brakuje, nie jestem piękna, nie jestem nie wiadomo jak uzdolniona, mogła bym rzec, że jestem przeciętna. Może nieco inna za moje poglądy, ale to wszystko. Szary człowiek ze mnie, który nie mam wielkich wymagań odnośnie życia, bo wie, że niektórych marzeń nie da się spełnić. Podobno na tym polega fenomen marzeń, że po to są by marzyć a nie po to by je spełniać :)
Kocham anime, muzykę, książki, Japonię, dramy i wszystko co kręci się wokoło mojego zwariowanego świata baśni, ale też kocham ludzi, których mam na co dzień w realnym życiu. Nie umiem wybrać pomiędzy nimi, dlatego trwam w obu światach w lepszych i gorszych chwilach.
Jak długo jeszcze? Aż starczy mi na to sił i nie wyląduję w psychiatryku :P
Żartuje, choć nie raz o tym piszę jaka to ze mnie wariatka, to w głębi duszy nią nie jestem, przynajmniej nie do takiego stopnia :)
Jak widać są plusy i minusy, ale to tylko mój punkt odniesienia, każdy może mieć inny. Póki co nie zrezygnuję z tego jak żyję, nie będę kombinować i zmieniać, bo po prostu jest mi dobrze.
Są wzloty i upadki, ale nadal trwam i chyba na tym polega to całe życie - raz się śmiejesz by potem móc płakać.
Wyjaśniłam pokrótce fakt całości dlaczego piszę, żyję i w ogóle :) Znając mnie mogłabym się jeszcze długo rozwodzić na ten temat, ale więcej już nie muszę dopisywać, każdy kto to przeczyta na pewno sam sobie wykreuje opinię na mój temat po tym "wyznaniu". Piszę to słowo w cudzysłowie, bo uważam, że nie do końca jest odpowiednie, ale też nie znalazłam słowa, które pasowałoby lepiej. W każdym razie ukoiłam swoją duszę na chwilę obecną :)
Do napisania :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz