Jak już zakomunikowałam wczoraj czeka mnie poważna rozmowa z Nee-chan. Tak, wiem, że niektórych to nudzi. Jak nie chcecie nie czytajcie, w końcu to jest dla mnie ważne, a nie dla was.
Chciałabym się jakoś przygotować na to co nastanie, ale nie wiem jak. Nie umiem przewidzieć co się wydarzy, jakie słowa zostaną rzucone. Nie potrafię przewidzieć toku rozmowy, ani nawet jej wstępu. Boję się, cholerka, najchętniej już dawno chciałabym mieć to za sobą, tak jak zwykle wszystko.
Teraz powiem coś bardzo osobistego, co teoretycznie nie powinno być powiedziane a tym bardziej zapisane, ale potrzebuje to napisać, właśnie dziś i właśnie teraz. Kocham ją, kocham moją siostrzyczkę, a czuję się o nią zazdrosna. Tak dziwnie to brzmi. Moja miłość do niej to platoniczna miłość jak do siostry nic więcej, żeby potem mi ktoś nie powiedział, że jestem homosiem. Naturalnie nic do nich nie mam i nie przeszkadza mi to w żadnym razie. Ale wracając jest zazdrosna, o to że ma kogoś innego komu poświęca więcej uwagi niż mnie. Tak, poczułam się odrzucona. I to mnie przeraziło. W czasie mojego ogniska 19-stkowego dużo się działo i wiele rzeczy sobie uzmysłowiłam, a mianowicie to, że chyba upadłam na głowę. Nic nie jest wieczne. Nikt nie zostanie ze mną na zawsze, bo ja tak chce. Nikt nie będzie na każde moje skinienie, bo akurat go potrzebuje. Teraz wiem to doskonale. Ta pustka połączona z samotnością wprost dobiła mnie wtedy. Naturalnie były jeszcze inne powody przez które wpadłam w histerię, ale głównym powodem była moja samotność i nałożenie się na siebie rozczarowaniem innymi. To uczucie wstydu, które czuje do dziś jest nie do opisania. Ludzie za których ręczyłam zrobili coś o czy nawet nie śniło mi się w najgorszym koszmarze. To uczucie jeszcze pewnie długo będzie ze mną.
Tamte wydarzenia zmieniły moje podejście. Teraz to wiem. Trudno jest mi określić co we mnie tamtego wieczora pękło, ale było to coś co nigdy nie powinno widzieć światła dziennego. Wiecie, nieraz czuje się, że powie się coś za dużo, albo zrobi się coś co uraża drugą osobę nieświadomie. U mnie też tak było. Wyrzuciłam wszystko z siebie od najgorszych brudów, po życiowe porażki. Tak, to było jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu, z którego wyciągnęłam brutalną lekcję. Na tym świecie możesz liczyć tylko na siebie i samotność, bo to nigdy cię nie opuści. Tak, straszne co?
Teraz z każdym dniem zastanawiam się czy to wszystko miało sens? Udręka. Nie ma wolnej chwili kiedy by nie przyszło mi to na myśl. Tak to wygląda. Aż można się za głowę chwycić co ja tu piszę. Nie chce aby to co chce powiedzieć wyszło tak że jej nienawidzę, bo akurat kiedy była mi bardzo potrzebna jej nie było. Chodzi o to, że nadal ją kocham jak siostrę, ale pewne aspekty zmieniły moje nastawienie i zastopowały mnie by ograniczyć się do niej. Dziwnie to brzmi. Drugim faktem jest to, że nadal jestem zazdrosna, a nie chce taka być, a jedynym wyjściem aby temu zapobiec to odejść na bok i nie mieszać się. Co popiera punkt pierwszy by się ograniczyć do spotkań i rozmów, bo obie jesteśmy stratne kosztem czasu, uczuć i łez. Jestem okropna?
Jestem, wiem.
Jutro wszystko się okaże,
czy przyjaźń ta przetrwa ?
Czy rozpadnie się jakby nigdy nic?
Do napisania :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz