****************************************************
Sen był ulgą dla duszy, tak przynajmniej zawsze twierdziłam, ale przy niej był tylko oczekiwaniem. Zanim się spostrzegłam moja dusza była już od niej uzależniona. Zik... dzieci... Grey... wszystko wydawało się tylko głupim koszmarem, który przy niej wydawał się małym ziarnkiem piasku na pustyni. Tak łatwo zapomnieć w ramionach tej kobiety czegoś tak ważnego jak życie...
Obudziłam się niespokojnie, jakby coś wyrwało mnie ze snu, nie wiem co i dlaczego. Lilith spała smacznie obok, a moja głowa bolała jakbym miała migrenę, co naprawdę było nie do pomyślenia, a jednak... Wstałam i oparłam się o łóżko, po czym zsunęłam się w dół uświadamiając sobie w między czasie to, że jestem naga. Zarumieniłam się, zaraz znalazłam jakąś nijaką czarną sukienkę i założyłam ją. Już dawno nie czułam zawstydzenia własnym ciałem. Co jest?, chciałam się zapytać, ale ból stawał się nie do zniesienia. Wyszłam bardzo cicho z pokoju i zaczęłam iść ciemnym korytarzem oświetlonym ledwo kilkoma pochodniami z błękitnym ogniem. Piękny, rzuciło się mi na myśl patrząc w ogień, a wtedy usłyszałam głos w mojej głowie "Gladys..., Gladys...., Gladys....," nie pamiętałam kto to mówi, nie wiedziałam skąd dochodzi. Moja głowa...
Film mi się urwał, a głos nadal dudnił w mojej głowie. Kim jesteś?
Moje kolejne otwarcie oczu graniczyło z cudem, moje powieki były okropnie popuchnięte zupełnie jakbym płakała ze dwa dni bez przerwy. Siedziała obok mnie Lilith i najbardziej zaintrygował mnie jej wzrok. Jej oczy zamgliły się i wyglądały jak zupełna czerń, ale nie taka zwykła czerń, lecz tak w którą już ktoś wpadnie nie będzie wstanie się wydostać. Przeraziłam się, ale jednocześnie nie potrafiłam tego okazać.
- Nie powinnaś opuszczać pokoju beze mnie, tu jest niebezpiecznie jeśli nie ma mnie w pobliżu, Gladys - jej słowa brzmiały oskarżycielsko ale jednocześnie smutno. Coś było nie tak...
- Przepraszam, ja chciałam znaleźć tylko trochę wody, zaschło mi w gardle i dlatego ja... - zaczęłam płakać. Czemu, cholerka? Czemu? Przytuliła mnie. Nie, nie, nie tak powinno być, chciałam się uwolnić. Nie potrafiłam. Ucałowała mnie w policzek, na dowód, że mi wybacza. Nie, to nie powinno tak być, nie po to tu jestem. Moje oczy zakuły, musiałam je mimowolnie zamknąć. I wtedy, poczułam coś dziwnego. Pomimo że moje oczy były zamknięte doskonale widziałam gdzie jestem, nawet lepiej niż z otwartymi.
- Przyzwyczajasz się - rzuciła Lilith.
- Nie rozumiem - odparłam, jednak to nowe doświadczenie było niesamowite.
- Twoje oczy ciężko znoszą powietrze w Piekle dlatego przyzwyczaiłaś ciało i ono widzi więcej niż oczy. Przydatna umiejętność. Niedługo i oczy się przyzwyczają wystarczy poczekać. Ale teraz już chodź, pewnie jesteś głodna.
- Dobrze - chwyciła mnie za rękę i ruszyłyśmy do jadalni, teraz dużo lepiej "widziałam" drogę, którą idę. Kiedy doszłyśmy poczułam cudowny zapach jedzenia. Usiadłam na przeciw niej. Po powiedzeniu "smacznego" zaczęłyśmy jeść.
Milczałyśmy. Nie podobało mi się to. Aż wreszcie zapytała.
- Chcesz go widzieć?
Nie wiedziałam o co chodzi, dopiero po chwili załapałam po co ja tu w ogóle jestem.
- Tak, proszę.
Westchnęła, ale skinęła głową. Reszta śniadania przebiegła w milczeniu. Dlaczego jej głos wydawał się być oddalony od tego świata jakieś miliony lat wprzód. Milczała, ale jej wzrok nadal zamglony zupełnie jakby był w innym świecie. Nie powinno mnie to interesować, a jednak w jakiś dziwny dla mnie sposób stała się dla mnie ważna. Tak, jak to dziwnie brzmi.
Kiedy zeszłyśmy do lochów i Lilith wskazała jedną z cel przełknęłam ślinę ze strachem co tam ujrzę. Podeszła powoli i zajrzałam za zakratowane małe okienko. To co było widać to tylko ciemność, nawet moje ciało widziało słabo, jednak pomimo braku wzroku, doskonale widziałam go. Siedział przy kłuty w kajdany pod ścianą ze spuszczoną w dół głową umazany krwią. Swoją krwią... Nie powiem by to był przyjemny widok, jednak najwyraźniej ziarno dało się we znaki.
- Czy on...? - spytałam Lilith.
- Żyje, ale jego duch jest bardzo słaby. Jak widzisz trochę się pokiereszował chcąc się uwolnić. Ale ciało to nie dusza, więc nie ma się o co martwić. Jak dla mnie to nie wiem czy jest sens go ratować? W końcu gdyby mu zależało opierałby się, tak jak ty, a on przyjął to bez oporów. Myślisz że chce być ratowany?
- Nie wiem, jednak chce wiedzieć. Pozwól mi, proszę Pani.
- Jeśli chcesz wejść do jego duszy, to będzie dość problematyczne. A po za tym nieprzyjemne, w dodatku możesz i ty zanieczyścić krew i duszę na powrót złym, chcesz tego?
- Chce wiedzieć, to wszystko. Jestem mu coś winna.
- Jak chcesz. - Wtem drzwi do celi otworzyły się z hukiem, a wzrok Greya podniósł się na mnie. Nie to nie były jego oczy... Weszłam do środka, a kiedy stanęłam jakiś metr od niego nagle wyskoczył na mnie, jednak przez kajdany nie mógł mnie sięgnąć. Spojrzałam w jego zimne przekrwione oczy, pustka... Uklękłam przy nim.
- Grey, jesteś tam? - Cisza a jego wzrok utkwiony we mnie. Czyżby tak się miała zakończyć ta miłość? Czyżby te lata razem przepadły w zapomnienie? Czy tak właśnie ma skończyć jedna z najpotężniejszych istot we Wszechświecie. A wszystko przez to małe ziarenko, które zostało skradzione. Moje oczy samoistnie otwarły się, poczułam ciepło w moim ciele i uświadomiłam sobie, że moje moce wróciły. Odwróciłam się w stronę Lilith, jednak jej już nie było za mną a znalazła się zaraz obok mnie. Dotknęła mojej dłoni, z której zaraz pociekła stróżka krwi, tak samo uczyniła z Greyem i na siłę dotknęła jego ręką moją. Zacisnęłam ją mocno i zamknęłam oczy. To jeden z najszybszych sposobów przez krew do duszy...
Grey się szarpał i wariował aż w końcu Lilith uderzyła go tak, że zemdlał, a ja mogłam wejść do jego głowy. Kiedy człowiek uświadamia sobie, że nasza dusza to pusta przestrzeń z zaszufladkowanymi wspomnieniami trudno to sobie wyobrazić.
Dusza Najwyższego to bardzo opustoszałe miejsce. Dookoła piasek i pustynia w pełnym słońcu, bez niczego. Poszłam zatem naprzód szukając jego duszy. Ciągle przewijał się ten sam obraz, dopiero po długiej chwili w oddali zauważyłam zamek wznoszący się nad pustynią. Zaraz dotarłam do niego i weszłam do środka. Bardzo przypominał Pałac, w którym do tej pory mieszkaliśmy. Szłam i szłam, po każdym pokoju po kolei, jednak Greya ani śladu. Zajrzałam w każdy kąt i nic. Nagle jednak mnie olśniło by zobaczyć do lochów, które od wiek wieków nie były używane. Po schodach schodziłam bardzo ostrożnie, ponieważ nie było żadnego oświetlenia. Trochę się bałam. Chwilę później znajdowałam się w pełnym mroku i zupełnej ciszy.
- Gladys.... Gladys...Gladys.... - znów ten głos w mojej głowie.
- Kim jesteś?! - krzyknęłam, a w moim umyśle znów...
- Gladys....Gladys......Gladys.... - zamknęłam oczy i skuliłam się. To było wprost potworne uczucie. Zanim się spostrzegłam dotknęłam jednych z drzwi i otworzyłam je a moim oczom ukazał się Grey tak jak u Lilith zakuty w kajdany ze zwisającą bezwładnie głową. Przeraziłam się. Ale było tak jak mówiła Królowa był słaby, bardzo słaby. Podeszłam do niego i dotknęłam jego policzka, otworzył oczy.
- Gladys... przyszłaś do mnie.... - powiedział słabo, z równie mizernym uśmiechem. - Wiedziałem,.. że mnie nie opuścisz... Nie ty... - zrobiło mi się go okropnie żal. Zaraz urwałam kajdany i uwolniłam go. Opadł w moje ramiona zmęczony. Oparłam go o siebie i zabrałam do góry do sypialni. Ułożyłam go w łóżku i opatrzyłam rany. Tylko tyle mogę zrobić, reszta zależy od niego.
- Grey, chcesz z nim walczyć?
- Z kim? - zapytał jakby zupełnie nie wiedział o co chodzi.
- Z ziarnem, które jest w tobie, to ono cię tak osłabiło. Pomóc Ci je zwalczyć?
- Gladys... chciałbym walczyć, ale nie mam siły, chciałbym spać...
- Nie zależy Ci na dzieciach? Na swoich poddanych, na niczym? Nie chcesz wrócić do żywych i dalej żyć?
- Kochasz mnie jeszcze? - spytał bardzo poważnie podnosząc się obolały. Zatkało mnie. Co mogłam powiedzieć, chyba tylko prawdę.
- Kochałam Cię, jednak z dnia na dzień to przechodziło w przywiązanie, a nie miłość.
- Rozumiem. Zawiodłem cię. Jednak jeśli pozwolisz chcę choć trochę się wytłumaczyć - skinęłam głową by kontynuował. - W tamten dzień, po zakończeniu zebrania Rady W. miałem wrócić do domu, w końcu tak długo mnie nie było. Ale wtedy podeszła do mnie jakaś kobieta, powiedziała, że mam jeszcze jakieś dokumenty do podpisania. Kiedy je dostałem okazało się to być stertą czystych kartek papieru ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić coś mi wstrzyknięto. A potem był już tylko ten loch. Nie zmienia to faktu, że moje sny odzwierciedlały to co działo się naprawdę. I choć to przykre rozumiem i przepraszam.
- Przyjmuję przeprosiny, jednak chcę wiedzieć czy chcesz żyć?
Uśmiechnął się ...
*************************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz