Hejka!
Moi mili, właściwie zamierzałam napisać tego posta wczoraj, jednak pomyślałam, że muszę nico ochłonąć po piątku, zaraz dowiecie się dlaczego.
W ów piątek poznałam nowego Pana o zawodowego. Po pierwsze zmienili nam gościa w 4 klasie a po drugie mamy z nim 12 godzin tygodniowo tylko przez pół roku. Nie wiem, ale z mojego pierwszego wrażenia wyszedł miernie, żeby nie powiedzieć, że na wstępie go nie lubię, a naprawdę bardzo, bardzo rzadko to się zdarza, bo zawsze staram się być wyrozumiała, ale nie raz po prostu tak jest. Nic nie poradzę. I ów Pan już od pierwszych zajęć sprawił wrażenie bycia dupkiem. Wiem brzydko to brzmi zwłaszcza w stosunku do nauczyciela, jednak uwierzcie mi to najszczersza prawda. Ja rozumiem, nauczyciel też człowiek jednak należałoby chociaż sprawiać wrażenie poważnego, nie może źle to ujęłam, to nawet nie chodziło o jego śmiechy na tematy tak debilne jak to tylko możliwe. Jest dziwnym typem, który albo myśli że jest śmieszny mówiąc pogardzające kogoś rzecz, ale to nauczyciel, powinien jak dla mnie choć trochę się ograniczać, bo gadanie o nagich kobietach, którym jacyś jego uczniowie dorabiali głowy w dziwnych miejscach, mnie osobiście nie śmieszy, wręcz brzydzi, gdy słyszy się to od gościa, który nie dość że jest nauczycielem, to ma dobre pół wieku za sobą. Wybacz Pan, ale Pana "młodość", tylko mnie irytuje i śmieszna wcale nie jest.
Po za tym czym jeszcze bardziej mi się naraził (jeju jak to brzmi, tragedia :P) to nazwanie mnie prymuską. Rozumiem może wiem co nieco więcej, ale nie lubię kiedy mówi się do mnie w taki sposób, ponieważ nie uważam się za kogoś lepszego od innych i w jego wykonaniu brzmiało to wprost sarkastycznie i pogardliwie. Nie umiem znaleźć w nim pozytywów, prócz może jednego coś tam wie, ale jeśli w taki sposób będzie nauczał z takim "żartem" nie czuję aby ta współpraca była owocna.
Przejdę teraz do drugiego tematu o, który chce zahaczyć w tej wypowiedzi, a mianowicie, moja matura z polskiego, jednak biorę rozszerzenie. Wiem będzie w choinkę roboty, ale w końcu żyje się raz. Po za tym biorę jeszcze rozszerzenie z angielskiego i matematyki, ta ostatnia nie mogę jej przeżyć, ale niestety. PR tego wymaga matma musi być, szlak, ale z drugiej strony rozszerzenie nie ma progu zdawalności, tyle dobrze, choć nie ma się co cieszyć, trzeba zapierniczać i się uczyć. Już mam dodatkowy fakultet z Panią G. i mam nadzieję, że da mi to dużo, bo boję się okropnie. Ale jak już wspomniałam chcę tego i raz się żyje, a nóż mi się przyda.
Także książeczki już wypożyczone nic tylko zabierać się do roboty i czytać. Nie wiem jak wiele czasu mam na to, bo egzamin zawodowy niebawem, ale będzie tak czy siak ciężko go zdać z takim nauczycielem, zobaczymy, może się mylę. A raczej modlę się o to, że się mylę. Chociaż moje przeczucia często się sprawdzają i z nim też czułam że tak będzie. Nie ważne, nie chce jeszcze bardziej zapeszać niż jest, bo jak będzie gorzej to tylko będę stałym gościem w pokoju Dyrektora, a jego tym bardziej nie chcę widzieć na oczy. Taa, nie lubię go... :P
Także tymże cudownym akcentem pragnę zakończyć mój wywód na temat szkoły na dziś przynajmniej.
Mam nadzieję, że czekacie na kontynuacje Gladys, bo ja osobiście nie mogę się doczekać wypuszczenia kolejnego rozdziału, który może nieco kontrowersji, ale myślę, że się mi udał. Tak ta moja skromność. No to do piątku, a może i szybciej :*
Do napisania :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz