**************************************************
- Nie uśmiechaj się tylko odpowiedz na pytanie! - krzyknęłam na niego zła. To nie była błahostka, tu chodziło o jego życie. Wiedziałam, że o tym wie, a mimo to miał minę jakby zależało mu tylko na śmierci. Tak nie może być. Jest dla mnie nadal ważny, ale on dla siebie jak widać nie za bardzo. Jak może ze mną w taki sposób igrać. Mimo wszystko nadal chcę by żył, w końcu jest ojcem moich dzieci. Nie chce by nie miały taty. A po za tym, kto go zastąpi? Kto byłby od niego lepszy jako Najwyższy? Nikt. Czemu on tego nie rozumie? Albo czemu nie chce zrozumieć?
- Grey, proszę odpowiedź, tu chodzi o twoje życie - zaczęłam już łagodniej, ale nadal pełna złości. Dlaczego jest taki uparty, nikt nie żyje dwa razy tylko raz.
- Gladys, to życie, które mam ratować już jest zrujnowanie. Dobrze wiem, co zrobiłem i wiem że ludzie mnie nienawidzą. Po co mam wracać do takiego świata? Po co? Skoro to wszystko co budowałem latami zniknęło jak bańka mydlana?
- Nie sądziłam że jesteś człowiekiem aż tak małej wiary? Boisz się poniżenia? Boisz się być pośmiewiskiem wobec ludzi, którzy kiedyś cię szanowali? Naprawdę, boisz się tych płytkich ludzi, którzy chcieli cię zniszczyć? Nawet nie próbując im się przeciwstawić? Nie sądziłam, że masz aż tak mało wiary w siebie i tyle strachu wobec opinii innych. Zawiodłam się na tobie Grey. Zawiodłam. Nie masz siły żeby powstać, więc chcesz zostawić wszystko bo jest to niewygodne? Dobrze, jeśli nie zależy ci na tych, których zostawiłeś. Tylko wiedz, że to my będziemy musieli za tobą posprzątać. Nikt inny, tylko MY - zakończyłam swój długi monolog i wstałam od łóżka kierując się do drzwi. Chciałam wyjść, uwolnić się od jego dołującej aury. Jednak jego głos... Odezwał się.
- Jestem słaby. Jestem tchórzem. Aż wstyd się przyznać, kiedy wszyscy uważają cię za wzór, że jednak tak udawana siła jest tylko iluzją. Masz rację, wolę się poddać niż walczyć w już dawno przesądzonej walce. Tak to cały ja. Kiedy życie było piękne i bezproblemowe mogłem powiedzieć, że takie dni mogłyby być wieczne. Jednak każdy sen się kończy, a kiedy nadchodzi ten koniec, nie wiadomo co będzie dalej. Jestem tchórzem i jestem słaby. Nie umiem jak ty podnieść się po porażce, dlatego zawsze podziwiałem twojego ducha walki. Bo pomimo tylu przeciwności podnosiłaś się. A ja? Jestem tylko małym duszkiem w porównaniu do ciebie. Jak mógłbym znów zasiąść na tronie Najwyższego kiedy nie mam siły podnieść się z tego łóżka, bo mój umysł i serce mówi, że jestem słaby. Nie mam wiary ani w siebie ani w świat. Więc cóż mi pozostaje prócz śmierci? Choć to najprostsza z dróg, niby czemu nie najlepsza. Kiedy okropny Najwyższy zejdzie z tego świata, nie będzie problemu. Udowodnisz że Rada W. zawiniła i usuniesz ją. Znów będziesz miała swoje zdanie we Wszechświecie i zapanuje pokój. Czemu upierasz się, bym żył skoro tyle przeze mnie wycierpiałaś? Zresztą nie tylko ty, tyle osób, nasze dzieci, wszyscy.
- Skończyłeś? - spytałam zimnym głosem. Nie doczekałam się odpowiedzi, bo zaraz dostał ode mnie w twarz. Z moich oczu wypłynęły łzy. Spojrzał na mnie oniemiały. Wreszcie jego oczy znów były jego. Ten piękny błękit. - Myślisz że to wszystko rozwiąże?! Myślisz że gdybym chciała twojej śmierci to przychodziłabym po ciebie?! Dlaczego tak trudno tobie zrozumieć, że twoje życie nie jest tylko twoje!? Nie po to schodziłam z tobą do piekła byś umarł. Głupku! Nadal chce byś był ojcem naszych dzieci! Obiecałam, że sprowadzę cię do nich, więc choćbym miała grzebać się po trupach wyciągnę cię. Pomyślałeś o nich, jak muszą się teraz czuć, kiedy nie ma ani mnie ani ciebie?! Nie żyjemy sami dla siebie!!! Grey!!! - Patrzył na mnie wstrząśnięty, ale zaraz podniósł się i przytulił mnie.
- Jestem takim głupcem! Jestem takim głupcem! - krzyknął a zaraz poczułam krople jego łez na moim ramieniu. Czyżbym w końcu dotarła do jego serca? Chciałabym by tak było, by w końcu zaczął walczyć o życie. By wrócił. - Dziękuję - powiedział mi prosto w oczy, tak to były jego oczy. I zaczął powoli znikać z uśmiechem.
- Walcz, Grey. Walcz.
- Będę -obiecał i zniknął całkiem. A ja, już po raz ostatni spojrzałam w jego oczy. "Powodzenia", pomyślałam i zamknęłam oczy. Po czym obudziłam się już w celi w Pałacu Lilith. Siedziała obok mnie podtrzymując mnie.
- W porządku? - spytała.
- Tak, będzie walczył - odparłam.
- Dobrze - powiedziała i uśmiechnęła się lekko i zwróciła wzrok ku ciału Greya, które trwało w bezruchu i jakby owładnięte głębokim snem. Walcz.
- Chodź, teraz już wszystko w jego rękach - rzuciła Lilith i podała mi rękę bym wstała. Przyjęłam ją.
- Dziękuję - odparła.
- Jeszcze za wcześnie. Teraz nadeszła twoja pora.
- Na co pora?
- Chodź - powiedziała tylko i wyszła. Poszłam za nią, przez ciemny loch aż do wielkiej sali gdzie nie było nic tylko ciemność i coś jakby jakieś kryształki takie mikroskopijne zawieszone w powietrzu.
- Co to takiego?
- Zauważyłaś, że twoja moc jest w opłakanym stanie. Nie jesteś tutaj wstanie zmienić się ani w Czarną Damę, ani jakąkolwiek, prawda? Nawet w wampira. I nie jest to moja wina. Owszem poniekąd zniewoliłam twoją duszę, jednak nie moc.
- Więc co się ze mną dzieje?
- Przedtem jak odwiedzałaś mnie twoja moc mogła się zregenerować, tu w Piekle. Jednak jeśli przebywasz tu zbyt długo przynosi to odwrotny efekt. Słabniesz a twoje ciało powoli się starzeje. Nie czujesz tego jeszcze, ale to tak działa. Możesz to zauważyć choćby po twoim wzroku, bardzo ciężko się przyzwyczaił a i nadal cię oczy pieką. To naturalnie wina Piekła ale i osłabienia. Jeśli nadal tu zostaniesz w końcu naprawdę znikniesz.
- Chcesz powiedzieć, że umieram, bo tu jestem? Ale nawet jak stąd wyjdę ten proces nie ustanie?
- Prawda, widać umiesz dobrze czytać pomiędzy wierszami. Tak właśnie jest. Tylko twoja dusza jest nieśmiertelna a nie ciało, które powoli się wykrusza. To co widzisz w powietrzu, to twoje ziarno, które powoli się starzeje i rozkrusza. Ta komnata to jakby zaścianek twojej duszy. Nie tylko Grey`a trzeba ratować, lecz ciebie również.
- Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?
- Ponieważ twoje priorytety były inne by tu zostać, a teraz jesteś tu uwiązana na trzy miesiące czy tego chcesz czy nie. Wbrew pozorom zmusiłam cię do tego dla twojego dobra. Chcę żebyś stała się jeszcze silniejsza i znów była prawowitą Kryształową Damą.
- Dlaczego?
- Można powiedzieć miłość rodzicielska - rzuciła z uśmiechem, ale czułam że mówi poważnie. Na swój sposób uważa się za moją matkę. Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję. Ale co mam zrobić?
- To twoja dusza, znajdź jej wrota i spraw by znów wszystkie twoje wcielenia stały się jednością. I pamiętaj masz tylko trzy miesiące po tym twoja dusza i ciało rozpadnie się. I nikt nie będzie wstanie Ci pomóc nawet ja. Wierzę, że ci się uda. Walcz.
Z tymi słowami zostawiła mnie w tej pustej komnacie. Cokolwiek mogłabym zrobić właśnie wyparowało z mojej głowy. Rozpadam się, muszę się połączyć. Jak? Gdzie moja dusza? Gdzie szukać ratunku?
***********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz