Translate

piątek, 4 września 2015

Jestem Gladys #7 - Prawda

*****************************************************************************
Wyprosiłam z pokoju wszystkich i poprosiłam by poszli do kuchni i coś zjedli. Dopóki nie wyszli Balalajka czekała bez słowa paląc swoje cygaro. Jednak kiedy opuścili pokój zaraz poczęstowała mnie jednym. Z chęcią przyjęłam dobrze zapowiadającą się przyjemność. Odpaliła mi go a ja z westchnieniem zaciągnęłam się. Tak, pyszne. Jednak nie przyszłam tu by zachwycać się cygarem.
- A więc?
- Nie ma szału, jak zwykle.
- Proszę, nie mam siły na gierki.
- Gladys, to nie takie proste. Nie wiem co wiesz, może najpierw tak.
- Okey. Wiedzieć nie wiele wiem. Miałam się przebrać za tą twoją koleżankę i załatwić sprzedaż egzekutorów, niańczyć niejakiego Izayę i tyle. No i oczywiście nie pytać o nic niepotrzebnego. Jak zwykle.
- No to twoja wersja jest okropnie okrojona.
- Wiadomo.
- Zaczęło się od tego Yukiego z Rady W. ostatnio zjawił się w mieście i zaczął coś rozmawiać z podrzędnymi mafijkami. Wiesz mnie to u tyłka wisi co robią takie szczyle, jednak kiedy zaczęli powoli zadzierać z moimi ludźmi, coś trzeba było zrobić, więc zaczęły się walki. Nie tylko u mnie Chang ma ten sam problem. Zapowiada się wojna dlatego chce broni. A wszystko coś czuję przez tego Yukiego. Jednak to nie koniec. Na dokładkę słychać zza oceanu pomruk innych mafii. Nie podoba mi się to, i akurat jak ją ładnie ujęłaś pojawiła się moja koleżanka. Zaproponowała innowacyjną broń, wprost marzenie. W dodatku za dwóch zaufanych ludzi. Więc czemu by nie? Jednak nie tylko ja dostałam taką broń. A że okazała się bardzo skuteczna potrzeba jej więcej i tak miałam dobić kolejnego interesu, a tu proszę pojawiłaś się ty.
- Wojna mafii? Ciekawe. Mówisz też że zaczęło się robić nieciekawie?
- Tak.
Westchnęłam i zaciągnęłam się. Czy zawsze musi chodzić o to samo? Hyh...
- Dobra, czyli nic nowego. Znów chcą chaosu  i znów zrzucą wszystko na mnie i moją rodzinę. Heh... mogli by sobie darować.
- Jesteś tego pewna? Bo jak dla mnie szykuje się coś jeszcze.
- Chcą pozbawić Najwyższego władzy.
- Nie za wysokie progi?
- Już mają go na talerzu, jak tylko pojadę od ciebie lecę do niego, bo ma kłopot i to dość poważny. Nie obejdzie się beze mnie. Będzie ciekawie.
- Rozumiem, powinnaś uważać, na tego młodego, nie podoba mi się.
- Dziękuje za dobrą radę, na pewno skorzystam. Jednak bardziej teraz jemu przyda się szczęście, bo jak go dopadnę będzie błagał o litość.
- Nie wątpię. Jest jednak jeszcze coś co chciałabym ci powiedzieć.
- Co takiego?
- Widzisz nie sądzę aby ten cały Yuki działał sam, ktoś inny pociąga za sznurki. Takie moje przeczucie. Może się mylę, jednak jeśli się nie mylę, może chodzić nie tylko o przejęcie władzy i usunięcie twojej rodziny.
- Myślisz?
- Dlatego mówię uważaj.
- Okey, będę. A co do interesów. Dalej jesteś zainteresowana bronią?
- Jak najbardziej. W końcu muszę zabezpieczyć siebie i moich ludzi przed tą wojną.
- Ile?
- Ile masz?
- Ile tylko chcesz.
- sto tysięcy, pasuje?
- Będzie ciekawie coś czuję, ale dobra. Będzie na wczoraj. Jak wrócisz skrzynki będą na ciebie czekać w twojej bazie.
- Jak zwykle bez ogródek. Co w zamian?
- Informacje na bieżąco. - Dałam karteczkę na stół z numerami. - Po tym numerem mów o wszystkim co wiesz i co się dzieje, gdyby coś cię zaintrygowało tak konkretnie wbijaj na drugi numer, bezpośrednio do mnie. A tak przekazuj informacje Loli ona będzie wszystko zbierać.
- Dobra, zgoda. To na mnie już pora.
- Dziękuję, słodka. Pomogłaś mi.
- Nie dziękuj za szybko. Jeszcze się nic nie zaczęło.
- A myślisz, że będzie lepiej?
- Nie - mówią to pokręciła głową i wstała.
Tak ona odpłynęła a ja zostałam. Każda z nas ma swoją wojnę do wygrania.

Kaina zostawiłam pod opieką bodygardów. Obiecali, że będą dalej działać i przy okazji zajmą się małym. Przynajmniej tyle. A ja? cóż...
- Jesteś pewna, że chcesz wracać? - spytał Zik zanim weszliśmy do portalu.
- Chciałabym być pewna czegokolwiek w życiu, jednak zawsze są pytania. Nie wiem. Ale myślę, że gdy przyjdzie pora będę wiedzieć.
- Nie czaruj słowami, od tego masz mnie. - Uśmiechnęliśmy się do siebie, jednak nie był to do końca szczęśliwy uśmiech. Złapał mnie za rękę i uścisnął ją. Nawet pewnie nie zdawał sobie sprawy jaką tym pociechę mi zrobił. Kocham go. Na pewno.

Kiedy dotarliśmy do salonu w Pałacu Najwyższego od razu usłyszeliśmy wybuch. Ledwo zdążyliśmy wymienić spojrzenia i już pobiegliśmy w stronę huku. Tak jak myślałam zaczęła się walka. Najwyższy w szale walczył z Darkiem, Loxisem i Shibą, na marne jednak ich starania, był prawie nie do opanowania.
- Gladys!!! - krzyknął Dark z przerażeniem, gdy Najwyższy chciał mnie uderzyć. Byłam znieruchomiała przez niego. A tu nagle przede mną pojawił się portal i wyskoczył z niego William, który odepchnął mnie a cios wziął na siebie. W moich oczach pojawiły się łzy i gniew. Z innego portalu wyszła przerażona Angelika. Co one tu robią? Zebrałam w sobie całą swoją siłę i szybko pobiegłam do Willa.
- Co wy tu robicie? Nie powinno was tu być? - zaczęłam mówić, Will spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem a z jego ust utoczyła się stróżka krwi. Moje dziecko... Zebrał się we mnie gniew.
- Nie jesteś sama mamo - powiedział starając się usiąść.
- Dziękuję, kochany. Zostań tu, muszę zająć się tatą - powiedziałam a Dark zaraz przyszedł do nas.
- Zaopiekuj się nimi, proszę Dark. - Kiwnął tylko głową, a ja podeszłam do tego potwora, który patrzył na nas z uśmieszkiem. Zaraz mu się odechce uśmiechać, poprzysięgłam sobie. Pożałuje i to gorzko. Podeszłam do niego z gniewem w oczach i siłą jaką do tej pory nie umiałam w sobie uwolnić. Uderzyłam go w twarz, także prawie jego głowa obróciła się 120 stopni. Zabolało, co? Będzie więcej. Zaraz zmieniłam się w Czarną Damę i położyłam go na łopatki uderzając gdzie popadnie. Musiało to dość komicznie wyglądać. Zataczał się na ziemi i dostałam raz po raz kopniaka. Wreszcie już nie dał rady się podnieść. Przykucnęłam przy nim i podniosłam jego głowę ciągnąć za włosy. Spojrzałam mu w oczy.
- Jesteś tam jeszcze? Czy całkiem Cię pożarło? - Jego oczy wydały się mi obce, jednak dostrzegłam znajomy blask w ich głębi, może jeszcze nie jest za późno. Bądź co bądź, chciałam go uratować, a nie zabić.
- Gladys... - usłyszałam za sobą głos Zika. Obejrzałam się na niego i uśmiechnęłam.
- Jest dobrze. Proszę zaopiekuj się dziećmi, nie będzie mnie przez jakiś czas.
- Co planujesz?  Gladys?!
- Nic takiego. Idę z nim do Piekła.
**************************************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz