******************************************************
Każdy rozszedł się do swojego pokoju. Ta długa rozmowa, nie była zbyt przychylna dla Lilith, bo nie każdy jednak jej ufał. Bądź co bądź, jest królową Piekła, a mało kto może zaufać, nawet tylko w teorii, złu. A wiadomo przecież, że nie zawsze to co się wydaje być złym, jest w rzeczywistości złe. Jedynie myśli ludzi są bardzo stereotypowe. Lilith spojrzała przez okno. Nic ciekawego, pomyślała. Piękny ogród, w którym gościło dużo promieni słonecznych. Już dawno nie widziała tak wielu kwiatów, w dodatku tak rozrośniętych i w pełni rozkwitniętych. Niestety w Piekle nie mogła liczyć na taki ogród, gdyż u niej kwitły jedynie kwiaty wytwarzające różnorodne trucizny. Przynajmniej jakiś pożytek był, pomyślała.
Po chwili jednak odeszła od okna by znów udać się do swojego śpiącego towarzysza. Zanim jednak dotarła do pokoju natknęła się na Lilian, która odwróciła od niej wzrok gdy szła. Nie wiedziała, za co ją tak nie lubi, ale mogła się tylko domyślać, że chodzi o Gladys. Nie czuje się winna, tego, że to ona nosi Kryształową Damę w sobie, ale jak widać nie od niej to zależy jak ją postrzegają inni. Każdy ma jakiś dystans do tego co wydaje się być złe. Jest to smutna prawda, ale kto jak kto, ona doskonale to rozumie. Przez lata doświadczała, tego jako królowa Piekieł, kto jak nie ona może znać to uczucie bardziej. Nie jej wina, a jednak czuje się winna. Jakież to absurdalne, a jednocześnie jakie prawdziwe. Westchnęła głęboko i otworzyła drzwi pokoju. No cóż, teraz są ważniejsze sprawy, aniżeli zamartwianie się, kto i co o niej sądzi.
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, ale to i tak nie wywarło na niej większego wrażenia, bardziej była zaskoczona tym, iż chory siedział w łóżku i patrzył na nią ze wzruszoną miną i oczami, które zaraz miały wybuchnąć płaczem. Lilith weszła do środka i ją również ogarnęły duże emocje, a łzy same uleciały z jej oczu.
- Moja Pani... - rzucił mężczyzna, ale nie dał rady jeszcze wstać. Jego nogi nadal odmawiały posłuszeństwa.
- Danielu, nic ci nie jest? - zapytała zaraz, gdy zamknęła drzwi i podbiegła do jego łóżka. Spojrzeli w swoje oczy, aby zaraz zanurzyć się w pocałunku, tak krótkim i prędkim, a jednocześnie tak wyczekiwanym.
- Moja Pani... Aż nie mogę uwierzyć, że znów mam cię w ramionach - powiedział, tuląc ją i głaskając jej długie czarne włosy.
- Danielu... tak długo cię szukałam, i nigdzie nie mogłam znaleźć, jednak teraz wiem, to wszystko ich wina. Zapłacą mi za to. Zobaczysz - powiedziała pełna nienawiści. Mężczyzna spojrzał na nią i zmarszczył brwi.
- Najpierw mnie wysłuchaj. Zemsta nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem., Kto jak kto, ale ty moja Pani powinnaś o tym wiedzieć.
- Więc powiedź mi. Niby dlaczego mam ich nie nienawidzić? Okradli mnie, ciebie uwięzili a co najgorsza chcą wywołać wojnę. Czy potrzeba więcej powodów by uznać ich za ludzi, których powinno się tępić i nienawidzić?
- Moja Pani... Będąc zamkniętym w lochu, bardzo często mogłem podsłuchiwać ich rozmowy. Nie mogłem się ruszać, ale mogłem słuchać. To prawda zamknęli mnie, ale to moja wina, bo dałem się złapać. Nie wiem jak, ale nie byłem ostrożny i uwięzili mnie. Jednak to co chcę powiedzieć jest ważniejsze. Moja Pani... to nie Rada W. jest temu wszystkiemu winna.
- O czym ty mówisz?
- Obecni przedstawiciele Rady, to nie jest prawdziwa Rada W. Prawdziwi przedstawiciele zostali zabici, a to ich zwykle zamienniki, które posługują się ich ciałami. Wiem to, bo chcieli zastosować to na mnie, ale nie udało się im, dlatego mnie zamknęli i myśleli, że nikt mnie nie uratuje, ale jednak się przeliczyli. Planowali, że gdy wrócę do Piekieł to cię zabiję. To samo chcą teraz zrobić. Nie wiem, kim jest ten, kto dopuścił się takich rzeczy, ale to trwa już kilkaset lat. Znam tylko jego imię, albo pseudonim, zwie się Xerxes i podobno jest niezwykle potężny. Z tego co mówili może uśmiercić raz na zawsze Kryształową Damę.
- Trzeba o tym powiedzieć rodzinie Asakurów.
- Wstrzymaj się Moja Pani..,. jest jeszcze coś.
- Co jeszcze?
- Xerxes prawdopodobnie nie jest człowiekiem, ani żadnym ze znanych nam stworów. Nie jest aniołem, ani diabłem. Nie jest nawet duszą. Nie wiem jak to określić, ale on jednocześnie żyje i nie. Nie jest nieśmiertelny, ale również nie śmiertelny. Nie umiem tego opisać, ale tak wywnioskowałem z ich rozmów. Jego nie da się zabić, a podobno nie ma też sposobu na jego uwięzienie. Inaczej mówiąc nie jest do pokonania.
- Mówiąc prościej mamy kłopot. Pytanie czym jest nie rozwiąże sprawy, jeśli go nie spotkamy i sami się nie przekonamy.
- Moja Pani, chyba nie mówisz poważnie. Nie pozwolę ci zginąć.
- Mój drogi Danielu, dobrze wiesz, że nie jestem z tych co uciekają kiedy im się każe. Podjęłam się tego i nie odpuszczę, mam za dużo do stracenia. A po za tym obietnica jest u mnie świętością, doskonale o tym wiesz. Jednak nie martw się, dopóki nie zaatakują, ja również.
- Moja Pani...
- Ciii - przerwała mu małym pocałunkiem. - Wystarczy mi, że Cię odnalazłam, reszta nie ma znaczenia.
- Moja Pani... - rzucił znów i pocałował ją. Tym razem jednak nie był to krótki pocałunek, a znacznie bardziej spragniony i wytęskniony.
********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz