Translate

piątek, 18 marca 2016

Jestem Gladys #33 - To zaczynamy ten cyrk

***********************************************
Leżeliśmy jeszcze długo w swoich objęciach, w ciszy i rozleniwieni.
- Gladys... - zaczął niepewnie Zik patrząc w sufit. Zimna miejscami podłoga była ukojeniem dla rozgrzanego ciała, kiedy jej dotknęłam przeszedł mnie miły dreszcz.
- O co chodzi? - spytałam nadal głaskając go po brzuchu w okolicy pępka, robiąc kółka i ósemki.
- Kochasz mnie? - zapytał. Może nie to żebym była zaskoczona, ale zadawałam sobie sprawę, że kiedyś znów zapyta i to nie jeden raz.
- Oczywiście - powiedziałam podnosząc głowę i dając mu całusa w usta. - Nie miej wątpliwości wobec tego, bo to się nie zmieni. Przez tyle lat trwało, więc nie zmieni się łatwo. Kocham Cię, Zik.
- Też Cię kocham Gladys, całym sercem - oznajmił z czułością i pocałował mnie w czoło głaszcząc moje włosy rozrzucone wachlarzem dookoła nas.
- Najchętniej zostałabym tak na zawsze - rzuciłam ot tak, rozmarzona.
- Przyjdzie czas, że zostaniemy sami jak teraz i będziemy tylko cieszyć się sobą, obiecuje.
- Wierzę Ci - odparłam patrząc w jego ciemne, piękne oczy. Raz jeszcze przytuliłam się do niego. Ta bliskość tego mi brakowało.

Powoli zaczynało zmierzchać, wyszliśmy z pokoju a Zik poszedł przygotować resztę rzeczy na podróż, ale zanim to zrobił to złożył pocałunek na moich ustach. Rzucił mi do ucha kocham cię i odszedł.

Mnie pozostało porozmawiać sam na sam z Lilith i zabrać Blate`a, który aktualnie był w jej rękach. Ruszyłam więc do jej pokoju. Zapukałam. Po proszę, weszłam. Lulała małego na rękach i uśmiechała się do niego słodko.
- Już go zabierasz? - spytała.
- Jeszcze nie. Zanim to, to chciałabym z tobą porozmawiać - zaczęłam. Spojrzała na mnie tymi swoimi ciemno zielonymi oczami, które po chwili na nowo zrobiły się czarne.
- O Danielu, prawda? - zapytała, ale i tak bardziej brzmiało to jak stwierdzenie.
- Też. Ale przede wszystkim co teraz zamierzasz?
- Nie rozumiem.
- Czy ty Lilith masz zamiar ....
- Gladys to nie jest dobra pora na takie rozmowy - przerwała mi. - Mało mnie teraz cokolwiek obchodzi, chcę tylko zakończyć tę wojnę. Zemścić się i wrócić do siebie. Nad tym co będzie później będę się martwić jutro, nie dziś. Dziękuję, że zaopiekujesz się Blatem, ale do reszty nie wtrącaj się proszę. Mam cię za córkę, ale co należy do świata dorosłych zostaw im - powiedziała ostrym dosyć tonem. Mam zaprzestać tej rozmowy, zrobię tak, ale próbowałam...
- Dobrze, wybacz, że zabrałam Ci czas. Proszę opiekuj się Greyem, jest trochę nieswój. Zostawiam Pałac tobie. - rzuciłam i zabrałam od niej Blate`a. - Do zobaczenia - dodałam i odeszłam z małym na rękach.

Zik już czekał przy portalu. Katrina wzięła ode mnie listę z ziołami do zebrania, a Will listy do przyjaciół. Pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę.
- Mamo, dokąd idziemy? - spytała mnie Angelika ze swoją słodką minką.
- Kochanie, nic się nie bój. Będziesz tam bezpieczna, obiecuję.

Przeszliśmy przez portal i znaleźliśmy się na środku tłocznej ulicy w stolicy Rady W. Zik znalazł domek i wynajął go dla nas. Już go wcześniej urządził z Loxisem, więc nasza baza wypadowa była gotowa.
- Całkiem ładnie - rzuciłam z pochwałą w stronę chłopców. - Choć Angeliko pobawisz się z Blatem, dobrze? Mama będzie musiała coś załatwić, a wy zostaniecie z Zikiem, okey? Wiesz co robić w razie czego?
- Tak, mamo. Pamiętam czego nas uczyłaś.
- Cieszę się bardzo - powiedziałam z uśmiechem i dałam jej buziaka w czoło. - Weź Blate`a i idźcie do pokoju się pobawić - dałam go jej na rączki i poszła z nim do pokoju z zabawkami. Co jak co, mogę na niej polegać.
- Od razu chcesz przejść do rzeczy, tak? - zapytał Zik.
- Skarbie nie mamy czasu. Loxisie chcę żebyś ze mną poszedł jako mój sekretarz. Będziemy udawać delegatów Królestwa Rookos czy coś. Wkręcimy się. Ostatni delegat musiał opuścić zebrania z powodu choroby, to odeślemy przybyłych i zastąpimy ich.
- A ja? - spytał Zik.
- Będziesz ochraniał dzieci, a po drugie będziesz wszystko widział na ekranie, stworzyłam zaklęcie transmisji, więc będziemy się kontaktować przez to zaklęcie, wystarczy, że włączysz ekran w sąsiednim pokoju.
- Szybka jesteś.
- Uczę się od najlepszych - rzuciłam z uśmieszkiem. I spojrzałam na Loxisa. - A my musimy się przebrać.

Szliśmy ulicą prosto w stronę siedziby Rady W. Mina Loxisa była bezcenna, choć ukrywał się zawsze z tym co czuje, nie potrafił ukryć złości. No cóż, nie moja wina, że sekretarz jej starszym człowiekiem bez gustu. Ubrany trochę jak starodawny czarodziej, kroczył za mną, młodą nastolatką z rudą czupryną w szkolnym mundurku składającego się z kraciastej minispódniczki, białej bluzki z kołnierzykiem i kokardą oraz żakietu z obszyciami i herbem szkoły w kolorze granatu i do tego zakolanówki w pionowe, czarno-białe paski. Ja porównując go z nim, to on jak trzy pokolenia przede mną. Ale nadawał się na czarnowłosego maga w dodatku z lekką siwizną, która naprawdę mu pasowała, tylko ten kapelusz, zawsze jak na niego patrzyłam śmiać mi się chciało. Ale to w końcu tylko przebranie.

W końcu stanęliśmy przed drzwiami Rady W.
- To zaczynamy ten cyrk - rzuciłam i otworzyłam z hukiem drzwi.

*************************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz