**********************************************************
Myślałam, że pójdzie gorzej, ale o dziwo nie było tak źle. Najgorzej było wejść do środka i wymyślać historyjkę o wymianie i bla bla bla, ale w końcu strażnik to kupił i zaprowadził nas do dość dużej sali. Powiem, szczerze, że nie przypominam sobie, aby taka komnata istniała w pierwotnej wersji siedziby. Kazali nam usiąść i tak czekamy, aż do tej chwili.
- Cienko tu u nich jeśli chodzi o gości - rzuciłam trochę wkurzona, machając nogami i wzdychając głęboko.
- Uspokój się, w końcu to nasza wina, że przysłali tak niekompetentnych ludzi - aż uwierzyłam w jego słowa. Miał dużą siłę przekazu. Toż ci Loxis. Sprawdziłam pokój, nie było podsłuchów, magii ani niczego podobnego, trochę to dziwne.
- Nie podoba mi się tu. Coś jest nie tak - powiedziałam już normalnie.
- Co masz na my... - nie dokończył, bo właśnie otworzyły się drzwi i wszedł przez nie nieznany mi osobnik. Wysoki mężczyzna ubrany w garnitur, zupełnie jakbyśmy byli w biurowcu, a nie siedzibie rady W. Miał ciemne krótko ścięte włosy i błękitne spojrzenie, a kiedy rzucił na mnie swój wzrok to chciał przejrzeć mnie na wylot.
Myślałam, że pójdzie gorzej, ale o dziwo nie było tak źle. Najgorzej było wejść do środka i wymyślać historyjkę o wymianie i bla bla bla, ale w końcu strażnik to kupił i zaprowadził nas do dość dużej sali. Powiem, szczerze, że nie przypominam sobie, aby taka komnata istniała w pierwotnej wersji siedziby. Kazali nam usiąść i tak czekamy, aż do tej chwili.
- Cienko tu u nich jeśli chodzi o gości - rzuciłam trochę wkurzona, machając nogami i wzdychając głęboko.
- Uspokój się, w końcu to nasza wina, że przysłali tak niekompetentnych ludzi - aż uwierzyłam w jego słowa. Miał dużą siłę przekazu. Toż ci Loxis. Sprawdziłam pokój, nie było podsłuchów, magii ani niczego podobnego, trochę to dziwne.
- Nie podoba mi się tu. Coś jest nie tak - powiedziałam już normalnie.
- Co masz na my... - nie dokończył, bo właśnie otworzyły się drzwi i wszedł przez nie nieznany mi osobnik. Wysoki mężczyzna ubrany w garnitur, zupełnie jakbyśmy byli w biurowcu, a nie siedzibie rady W. Miał ciemne krótko ścięte włosy i błękitne spojrzenie, a kiedy rzucił na mnie swój wzrok to chciał przejrzeć mnie na wylot.
Mimowolnie wstałam. Cholerka, stare przyzwyczajenia. Ale nie wszystko stracone. Podeszłam luźnym krokiem do faceta i zaczęłam mu się przyglądać.
- No no, długo każecie na siebie czekać, w tej radzie - rzuciłam z uśmieszkiem, a facet wymierzył mi lodowate spojrzenie. Nic mi to nie robi, pomyślałam, ale równie dobrze mógł to wyczytać z moich oczu. Nie był zadowolony.
- Proszę wybaczyć, jest nieco zuchwała - powiedział z przykrością Loxis kłaniając się w przepraszającym geście za mnie. Spojrzałam na niego z oburzeniem, jak przystało tej małej jędzy.
- Mniejsza - rzuciłam i usiadłam z powrotem.
- No no, długo każecie na siebie czekać, w tej radzie - rzuciłam z uśmieszkiem, a facet wymierzył mi lodowate spojrzenie. Nic mi to nie robi, pomyślałam, ale równie dobrze mógł to wyczytać z moich oczu. Nie był zadowolony.
- Proszę wybaczyć, jest nieco zuchwała - powiedział z przykrością Loxis kłaniając się w przepraszającym geście za mnie. Spojrzałam na niego z oburzeniem, jak przystało tej małej jędzy.
- Mniejsza - rzuciłam i usiadłam z powrotem.
Mężczyzna spojrzał na nas znów i w końcu się odezwał.
- Witam w siedzibie Rady W. - jego lodowaty ton wcale nie mówił, że jest mu miło nas gościć. - Proszę wybaczyć, że musieliście czekać, ale mieliśmy trochę na głowie. Przewodniczący Rady W. już niebawem się zjawi.
Nie odezwałam się nie było potrzeby z grymasem na twarzy usiadłam na swoim miejscu i rzeczywiście zaraz potem zjawił się owy Przewodniczący.
Spojrzał na mnie mężczyzna w sędziwym wieku w garniturze a`la kamerdyner. Jego siwy wąs wykręcony jakby wyciągnięty ze starej szlachty. Jego oczy o zielono-niebieskim blasku patrzyły badawczo.
- Miło mi panienkę witać - powiedział z powagą lekko się ukłoniwszy. - Jestem Xerxes, Przewodniczący Rady Wszechświata.
******************************************************
- Witam w siedzibie Rady W. - jego lodowaty ton wcale nie mówił, że jest mu miło nas gościć. - Proszę wybaczyć, że musieliście czekać, ale mieliśmy trochę na głowie. Przewodniczący Rady W. już niebawem się zjawi.
Nie odezwałam się nie było potrzeby z grymasem na twarzy usiadłam na swoim miejscu i rzeczywiście zaraz potem zjawił się owy Przewodniczący.
Spojrzał na mnie mężczyzna w sędziwym wieku w garniturze a`la kamerdyner. Jego siwy wąs wykręcony jakby wyciągnięty ze starej szlachty. Jego oczy o zielono-niebieskim blasku patrzyły badawczo.
- Miło mi panienkę witać - powiedział z powagą lekko się ukłoniwszy. - Jestem Xerxes, Przewodniczący Rady Wszechświata.
******************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz