****************************************************
Lilith poszła do pokoju, gdzie leżał nieznajomy. Patrzyła jak powoli i z trudem oddycha. Spał niespokojnie, cały poturbowany. Usiadła obok łóżka i patrzyła na jego jeszcze nieco brudną twarz. Wzięła chusteczkę i odrobinę zmoczyła ją wodą, a następnie zaczęła przecierać jego policzek.
Do pokoju wszedł Shiba.
- Nie wiedziałem, nie chciałem przeszkadzać - rzucił i już chciał się cofnąć, ale Lilith go zatrzymała.
- W porządku wejdź, w końcu zająłeś się nim - powiedziała z lekkim uśmiechem. Wszedł do środka i podszedł do łóżka, zbadał pobieżnie pacjenta, ale jego stan był stabilny i parę środków przeciw bólowych wystarczy by przywrócić go na nogi.
- Nie jesteś ciekawy, kim on jest?
- A czy to ważne, żebym spytał?
- Nie wiem.
- To nie moja sprawa, prosiłaś, więc się nim zająłem. To żaden dla mnie problem, a wygląda na to, że to ktoś dla ciebie ważny. Nie miałem też powodu by odmawiać, zwłaszcza, że pomogłaś odzyskać rozum Najwyższemu.
- Dziękuje.
- Nie masz za co. W dodatku ja powinienem dziękować za Najwyższego i Gladys. Może są dorośli, ale nie raz robią głupstwa jak dzieci.
- Widzę, że martwisz się o nich.
- W końcu to moi przyjaciele - rzucił z uśmiechem. - Twój przyjaciel też niedługo dojdzie do siebie, jest na środkach usypiających i przeciwbólowych, ale to tylko dlatego, żeby jego rany się szybciej zagoiły. Kiedy trochę mu się poprawi umyję go dokładniej. Na razie niech odpocznie.
- Dziękuję.
- Już mówiłem nie ma za co - powiedział i wyszedł.
Lilith patrzyła znów na twarz pacjenta i wróciła do wycierania jego twarzy. Po chwili znów był w miarę czysty, a jego rysy twarzy wróciły. Wyglądał nadal tak jak go pamiętała. Może tylko urosła mu trochę większa broda i przybyło dłuższych włosów na głowie, ale reszta była ta sama. Ta sama postura, mięśnie, dłonie, wszystko było takie samo jak kiedyś, gdy był z nią. Doskonale to pamięta i on również ją pamięta. Czy będą w stanie wrócić do tamtych uczuć?
Zapukano do drzwi.
- Proszę - rzuciła. Wszedł Will.
- Mogę zając pani chwilkę - powiedział trochę speszony.
- Oczywiście. O co chodzi?
- Widzi pani, tata nie chce mnie w to wszystko mieszać, ale ja nie chcę być na uboczu i nie chcę być bezsilny. Może jeszcze jestem mały, ale też chce walczyć.
- Rozumiem Williamie. I nawet wiem dlaczego tak ci na tym zależy. Wiesz masz bardzo podobny charakter do swojej mamy. Jesteś równie uparty jak ona. Ale nie możesz brać zbyt dużo na siebie, Twój tata się o ciebie martwi, bo boi się, że coś ci się stanie. Ale nie tylko on, przecież twoja mama też się o to martwi. O Ciebie i Angelikę. O wszystkich, dlatego zawsze walczy dla was. Rozumiem, że chcesz pomóc, ale nie możesz też za bardzo ryzykować. Nie raz, aby być pomocnym trzeba poczekać na właściwą okazję.
- No dobrze. Wiem co pani ma na myśli.
- Cieszę się, że rozumiesz.
- A ten pan to kto to? - zapytał patrząc na śpiącego.
- To mój bardzo drogi przyjaciel. Dawno, dawno temu opuścił mnie, bo miał coś zrobić, aż do teraz nie wiedziałam gdzie się podziewa, ale nareszcie go znów znalazłam.
- Jest bardzo ważny dla pani? Kocha go pani?
- Tak można powiedzieć, Williamie. Dlatego również mam powód by walczyć z Radą. Tak jak ty. Musimy zatem czekać na odpowiednią okazję.
- Rozumiem. Dziękuję.
- Nie ma za co - odparła z uśmiechem, gdy wychodził.
Tak należy czekać, prawda? , zapytała się w myślach, a jego dłoń drgnęła.
****************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz